niedziela, 8 września 2019

21. NIECZYSTE WIĘZY – K.N. Haner

       "Daje mi nadzieję, że to nie koniec. Że wspólnie możemy osiągnąć jeszcze więcej. Wspiąć się wyżej. Teraz jednak opadam w mroczną dolinę (...)."
       Claire jest bardzo kruchą psychicznie osobą, która w swoim życiu nigdy nie zaznała pełnej akceptacji; napiętnowana przez los wciąż szuka swojego miejsca wśród tłamszącego ją tłumu, a trafiając do kliniki szanowanego w całej okolicy doktora Douglasa, jest przekonana, że ponownie spotka ją jedynie rozczarowanie. Tymczasem jego dłonie przynoszą jej ukojenie, a żarzący się w oczach ogień powoli spala skórę – mroczna gra rozpoczyna się między nimi jeszcze na długo przed tym zanim los zdąży wyszeptać start, ale równie szybko nadchodzi dla nich obezwładniający koniec. Piekło się otwiera, kiedy życie przemyka im przez palce.

     Niszczące uczucie, łączące Claire i Douglasa wyzwala w czytelniku ogrom emocji, z którymi jak dotąd zapewne nigdy nie miał on do czynienia – wręcz raniąca potrzeba zaznajomienia z ich historią miesza się z próbą jej racjonalnego odbioru. Balansując na krawędzi własnych doświadczeń, człowiek powoli przenosi się do świata, gdzie zasady przestają istnieć. „Nieczyste więzy” łamią bowiem przyjęte powszechnie normy, wyobrażenia, a także iskrzące się w naszym wnętrzu nadzieje. Czy są w stanie nadłamać również czytelnicze serca? To już zależy tylko od Was i od tego jak bardzo będziecie umieli wczuć się w towarzyszącą naszym bohaterom specyficzność...

    Ku własnemu rozczarowaniu muszę przyznać, że ja niestety miałam z tym cholernie duży problem. Z jednej strony książka pisana była z perspektywy Claire, co pozwalało nam na chociaż częściowe zrozumienie jej postaci, ale z kolei z drugiej było w jej zachowaniu tyle sprzeczności, że momentami balansowała ona na granicy głupiej irracjonalności. Brakowało mi w tym wszystkim prawdy, odniesienia chociażby do rzeczywistego leczenia psychiatrycznego, którym miała ona zostać objęta, a tymczasem wątek ten niestety okazał się tylko pobłażliwie potraktowanym tłem. 

     K.N.Haner odkąd pamiętam dbała, by zawrzeć w swoich książkach coś więcej, niż tylko nasuwające się na pierwszy rzut oka wnioski i, chociaż jest kilka historii jej pióra, które zapewne będę dobrze wspominać, śmiem twierdzić, że tym razem nie było to wystarczające. Depczące nam po piętach obawy nie pozwalały bowiem skupić się na przemykających między wierszami słowach. A niebezpieczna fascynacja, jaką roztaczał wokół Claire Doktor Douglas, z początku może i błyszczy w zasięgu naszych dłoni intrygująco, jednak czym bardziej zbliżamy się ku końcowi pierwszego tomu, staje się ona tylko i wyłącznie uosobieniem niewyobrażalnej chęci chorej i płytkiej dominacji. 

     "Nieczyste więzy" to niezwykle specyficzna książka – to jedyne wręcz stwierdzenie, którego jestem na ten moment pewna. Dobry, może i rokujący niebywale zachęcająco pomysł póki co zanikł bowiem wśród zbyt niedorzecznych okolicznościach; zatrważające tempo i kotłujące się pod skórą oczekiwanie osłabło wraz z powiększającą się liczbą mało błyskotliwych dialogów; z kolei czające się za rogiem wątpliwości wciąż skłaniały czytelnika ku zastanowienia się, czy historia ta aby na pewno warta jest łamania jakichkolwiek granic – ale w obliczu tlącej się jeszcze we mnie nadziei ku temu, że drugi tom błyśnie odpowiednio przekonującym wyjaśnieniem, może i jestem w stanie ocenić ten tom dość przeciętnie, a za jakiś czas dać całej serii drugą szansę. Ale nie obiecuję, że nie wyrzucę jej wtedy przez okno.

      Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Znak.

wtorek, 27 sierpnia 2019

20. JEDNAK MNIE KOCHAJ – Laura Kneidl

     "Ludzie ciągle chcą z tobą gadać i oczekują, że będziesz słuchać tego, co oni mówią, nawet jeśli cię to w ogóle nie obchodzi."
     Sage od lat nie marzyła o niczym tak mocno, jak o tym, by w końcu móc na zawsze opuścić Melview – miejsce, w którym od lat pod okiem najbliższych rozgrywała się prawdziwa tragedia. Tragedia, która na zawsze miała pozostawić na niej swoje piętno. Wyruszając w podróż ku wymarzonym studiom, doskonale zdaje sobie sprawę, że raz na zawsze będzie musiała rozprawić się ze swoimi lękami. Jest przekonana, że w tej walce nikt nie będzie w stanie jej pomóc, ale gdy pracujący wraz z nią Luka wcale nie okazuje się tym, za kogo z początku go wzięła, mury, które wokół zbudowała, zaczynają pękać. Czy przeszłość ponownie wygra?

      Sięgając po tę książkę do samego końca nie wiedziałam czego powinnam się spodziewać i bardzo się cieszę, że na nic się wobec niej nie nastawiałam. "Jednak mnie kochaj" to historia przepełniona walką i nadzieją na lepsze jutro. Autorka bardzo skrupulatnie obmyśliła fabułę i zręcznie lewitowała między poszczególnymi wydarzeniami, sprawiając, że główni bohaterowie stali się niesamowicie realistyczni. Sage jest postacią, z którą każdy czytelnik byłby w stanie się utożsamić, chociaż mogłoby się wydawać, że jej skryty charakter będzie przeszkodą nie do przeskoczenia. Z kolei Luke ma w sobie tyle empatii, że przez bardzo długi czas będziecie zastanawiać się, czy jego zachowanie aby na pewno nie jest podszyte żadnym ukrytym celem. Czy jest? O tym przekonać się będziecie musieli już sami.

      Przyznam szczerze, że chociaż niesamowicie cieszę się, że autorka skupiła się w tak dużym stopniu na przeszłości Sage i podłożu psychologicznym jej czynów, bardzo, ale to bardzo brakowało mi w tym wszystkim pozostałych bohaterów. Było naprawdę wiele wątków pobocznych, które można było ciekawie wpleść pomiędzy ten główny, by jeszcze bardziej urozmaicić całość i odwrócić uwagę czytelnika od pojawiających się od czasu do czasu schematów.

      A i prawie bym zapomniała... Zakończenie było jednym z najgorszych zakończeń, jakiego mogłam się spodziewać, bo chociaż miało ono zapewne uderzyć w czytelnika ze zdwojoną mocą, w moim przypadku nie wywołało żadnych emocji poza niedowierzaniem. Sposób przedstawienia tej sytuacji wydawał się okropnie wymuszony, coś w stylu "a no tak, jest drugi tom, więc namieszajmy trochę"... Po prostu nie.

      "Jednak mnie kochaj" jest dość prostą historią, która na pewno znajdzie niejednego zwolennika, ale i równie duża ilość osób nie będzie w stanie dostrzec w niej głębszego dna. Ja z kolei mam nadzieję, że kolejnym tomem autorka nie zaprzepaści szansy na to, by ta pozycja została w moim sercu na dłużej. 

       Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

piątek, 23 sierpnia 2019

19. PIEŚŃ SYRENY – Alexandra Christo

     "(...) że odtworzył układankę, którą starałam się rozbić na fragmenty. A gdy sięga po miecz, jestem przekonana, że ta noc spłynie krwią."
     Każdy z nas zna historię Małej Syrenki – syreny, która zapragnęła stać się istotą ludzką i zmuszona była zapłacić za to głosem. Ale co jeśli prawdziwe wersja tej historii była znacznie mroczniejsza? Co jeśli morskie głębiny zamieszkiwane były przez przerażające zabójczynie, a piękne syrenie królestwo, o którym opowiadali nam rodzice, było tak naprawdę tylko i wyłącznie przelanym krwią oceanem? Jesteście gotowi poznać także Eliana? Ludzkiego księcia, który swojego powołania nie widział w panowaniu, a właśnie w polowaniu? W polowaniu na syreny ku ścisłości? Zapomnijcie o bajkowym podmorskim świecie, przygotujcie się za to na przyprawiającą o szybsze bicie serca historię poszukiwania własnej osobliwej definicji dobra.

      "Pieść syreny" kusiła mnie swoim wnętrzem odkąd tylko pojawiła się w zapowiedziach Wydawnictwa Kobiecego. Nie dość, że miała piękną oprawę graficzną, to w dodatku miała nawiązywać do "Małej Syrenki" – bajki, którą wielbiłam przez lata. Czy mogło więc być lepiej? Przyznam szczerze, że bardzo długo męczyło mnie mylne przekonanie, że na genialnym pomyśle cały zarys plusów tej historii się skończy, bo takie rzeczy zazwyczaj się po prostu nie udają; tym razem jednak zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona.

      W tej historii nie ma miejsca na nudę! Początek pozwala nam powoli wejść w świat, w którym Lira i Elian żyją na co dzień – autor odkrywa przed nami niebezpieczną niezwykłość oceanu z dwóch, kompletnie różnych perspektyw, a towarzyszący temu mrok przyprawia nas o dreszcze, i chociaż mogłoby się wydawać, że ten moment będzie nam się dłużył, mnie przepełniało wtedy jedynie zafascynowanie. Natomiast gdy ta dwójka się spotyka, może i owszem, strony zapewne zaczynają uciekać nam znacznie szybciej; czujemy owianą rozpaczą zapowiedź końca, a mimo to wierzymy, że ta historia może wciąż skończyć się bez ponownego przelewu krwi. Ale czy to rzeczywiście jest jeszcze możliwe?

       Dawno nie spotkałam się z tak prawdziwymi, ale równocześnie wyjątkowo udanymi w swej ironiczności dialogami. Niesamowicie się przy nich ubawiłam, ale nie będę ukrywać, że pod koniec także i kilka samotnych łez zamajaczyło mi na policzku... Polubiłam się z naszą parą głównych bohaterów, ale i ci, drugoplanowi, wykonali tutaj niezłą robotę, dlatego nawet jeśli nie przepadacie za "Małą Syrenką", uwierzcie mi, po "Pieść syreny" naprawdę warto sięgnąć!

        Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

środa, 14 sierpnia 2019

18. BEZLITOSNA SIŁA – Tom 1: Kastor – Agnieszka Lingas–Łoniewska

      "Każde uczucie to słabość i uzależnienie się od kogoś. Miłość, przyjaźń, nie ma czegoś takiego. Jest tylko władza. I ty ją będziesz miał."
      Żadne z nich nie miało w życiu łatwo. Żadne z nich mimo upływu lat nie uwolniło się jeszcze od demonów przeszłości. Ona – ładna i mądra, ale niesamowicie stłamszona przez życie, wciąż zmuszona uciekać przed złymi wspomnieniami – i On – w teorii idealny kandydat do wzięcia, w praktyce skrzywdzony mężczyzna zabijający własne potwory na ringu MMA. Czy będą w stanie zdjąć maski i zawalczyć o dobro, które w sobie noszą?

     Czym jest historia "Kastora"? Tylko i wyłącznie milionem zlepionych ze sobą historii, które każdy z nas już kiedyś czytał. Jak nie tu, to tam, może w lepszej odsłonie, może w gorszej, ale jestem przekonana, że na pewno miał z nimi styczność. No bo kto nie zna bajki o kopciuszku? Albo słynnego motywu, mówiącego o miłości zwalczającej całe zło? No właśnie. Wystarczą Wam tylko dwa wieczory, ewentualnie trzy, jeśli jesteście uczuleni na wiejące nudą sceny, by przeczytać tę książkę, a później równie szybko, a nawet w dwie/trzecie tego czasu, zapomnieć o Anicie i Konstantym. A także o ich miłosnej historii bez większych emocji czy uniesień.

      Pamiętacie, jak w przypadku "Hate to love you" powiedziałam, że przydadzą nam się jeszcze na rynku pozycje, poruszające takie tematy, jak przemoc wobec kobiet? To był jeden z tych aspektów, który porwał mnie w historii Tijan i nie będę ukrywać, że głęboko liczyłam na to, że i w przypadku "Kastora" wątek, dotyczący fundacji FemiHelp, również dotrze do mojego serduszka. Niestety tak się nie stało, autorka potraktowała ten temat na tyle pobłażliwie, że poza wspomnieniem o kilku wizytach u psychologa, pozwoliła naszej bohaterce na bardzo pobłażliwe życie wobec sytuacji, przez które przeszła w dzieciństwie. A chyba nie do końca tak wygląda proces wyjścia z życiowej traumy.

      Co warto jednak docenić na tle tylu minusów? Myślę, że przede wszystkim styl autorki, dzięki któremu przez całą książkę mknie się bez większych problemów, a także zmieniające się perspektywy, pozwalające spojrzeć na zachowania bohaterów z różnych stron. Podobał mi się także wątek przeszłości Konstantego, poprowadzony o wiele lepiej niż w przypadku Anity. Ale do tej listy chyba nie mogę dorzucić już nic więcej, no może poza całkiem fajną okładką.

       Podsumowując, jeśli szukacie naprawdę lekkiej i niezobowiązującej historii, to nie bronię Wam zainwestować w "Kastora", ale i nie będę ukrywać, że jest na rynku wiele ciekawszych pozycji, które nie będą wymagały wielkiego skupienia, ale jednak coś swoją treścią przekażą.

        Za możliwość przeczytania dziękuję portalowi CzytamPierwszy.

środa, 31 lipca 2019

15. ZJAZD ABSOLWENTÓW – Guillaume Musso

      "Nie wiem, kto powiedział, że ludzie dostają od losu tyle, ile są w stanie znieść, ale to nieprawda. Najczęściej los to perwersyjny skurwysyn, który niszczy najsłabszych, podczas gdy dranie żyją długo i szczęśliwie."
      Vinca Rockwell, gdy świat na chwilę staje w miejscu przez straszliwą burzę śnieżną, rozpływa się w powietrzu. Niesamowicie zdolna uczennica, piękny, ale i jakże niebezpieczny rozkwitający pąk róży, ucieka z nauczycielem filozofii? Nie, przecież to niemożliwe... A jednak, zeznania świadków nie pozostawiają wątpliwości. Mijają lata, ale żadne nowe dowody nie wychodzą na jaw i kiedy wydawałoby się, że życie zaczyna toczyć się dalej, najlepsi przyjaciele Vicky – Thomas i Maxime na nowo muszą zmierzyć się z przeszłością. Ostatni bal absolwentów, po którym prawda będzie musiała wyjść na jaw.

      Tym, na co w thrillerach czytelnik zwraca największą uwagę, jest w stu procentach fabuła. Nie ważne jak bardzo dobrze autor wykreowałby bohaterów czy jak wyważanie poprowadziłby dialogi, w ogólnej ocenie te aspekty w tym gatunku na niewiele by się zdały. To przebiegowi zdarzeń bowiem poświęcamy najwięcej czasu i analiz, dlatego jeśli to w nim coś nie zagra odpowiednio, najczęściej oznacza to po prostu spisanie książki na straty. Dlaczego o tym mówię? Bo pod tym względem "Zjazd absolwentów" naprawdę daje radę! Chociaż na samym początku możemy odczuwać obawy, gdyż autor w bardzo specyficzny sposób wprowadza nas do świata tej historii, i wydawać, by się mogło, że podstawia nam pod nos zbyt wiele szczegółów, nie są one w żądny sposób uzasadnione! Rozwiązanie jest znacznie bardziej ukryte.
 
       Nie ma tutaj miejsca na nudę, aż do samego końca płynęłam przez tę historię z ogromnym zaintrygowaniem i ciekawością. Nie potrafiłam odłożyć jej na bok, chociaż tak dużo innych obowiązków mnie wzywało. Z tyłu głowy cały czas czułam, że coś mi ucieka i nie myliłam się, autor bardzo sprytnie manewrował słowami, ukrywając prawdziwe poszlaki między wierszami. Co mnie najbardziej w tym wszystkim zdziwiło, to chyba fakt, że chociaż od początku wiedziałam, że Thomas ma wiele za uszami, mocno mu kibicowałam. Bardzo dobrze rozbudowane portrety psychologiczne są zdecydowanie kolejnym mocnym punktem tej książki.

        Podobały mi się również wplecione w tekst retrospekcje i zmiany perspektyw, które pozwalały spojrzeć na tę zagadkę z innej strony. Dzięki temu morał, który z niej wynikał, był bardzo mocno podkreślony i nie dało się go przeoczyć. "Zjazd absolwentów" przekazuje sobą naprawdę dużo ważnych wniosków, chociażby to, że każdy medal ma dwie strony i, że nie dla każdego prawda będzie oznaczać to samo.

       To było moje pierwsze spotkanie z Guillaume Musso, ale na pewno nie ostatnie. Mam głęboką nadzieję, że jeszcze nieraz będę mogła wrócić do jego pióra.

       Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Albatros.

sobota, 27 lipca 2019

14. WSPÓŁLOKATORZY – Beth O'Leary

      "Myślę, że to nieprawda. Życie często bywa proste, ale zauważamy to dopiero wtedy, gdy bardzo się skomplikuje. Na przykład nigdy nie jesteśmy wdzięczni losowi za zdrowie, dopóki nie zachorujemy, ani nie cieszymy się, że mamy szufladę ze starymi rajstopami, dopóki nie podrze nam się najnowsza para."
     O "Współlokatorach" było naprawdę głośno przez bardzo długi czas, co drugi post pojawiający się w sferze bookstagramerskiej mówił o tym, że jest to naprawdę świetna letnia pozycja, którą trzeba zabrać ze sobą na wakacyjny wyjazd. I w pełni się z tym zgodzę, ale dodatkowo pokuszę się o stwierdzenie, że w tym jednym zdaniu tkwi cała idea tej historii...

      Gdy spotykamy Leona i Tiffy już na pierwszy rzut oka możemy dotrzeć jak dużymi są przeciwieństwami. On – spokojny mężczyzna pomagający w hospicjum, uosobienie przemyślanych decyzji i pozornego szczęście – i Ona – zwariowana kobieta kryjąca się w cieniu byłego partnera, wciąż wracająca myślami do przeszłości – dwa różne światy i dwie równie pogubione dusze, których uroczy styl życia porwie Was w niebywale magiczną podróż. Co Was czeka na jej przełomie? Jeszcze więcej wdzięcznym dialogów i mnóstwo humoru.

      Muszę przyznać, że dawno nie czytałam książki, w której autorka posługuje się tak lekkim językiem i robi to na tyle umiejętnie, że czytelnik nie ma kiedy się nudzić. Owszem, jeśli oczekujecie niebywale zaskakujących zwrotów akcji, to się zawiedziecie, ale jeśli podejdziecie do tej książki bez większych oczekiwań, miło spędzicie przy niej czas. Tak jak wspomniałam wyżej, moim zdaniem idea tej książki tkwi w słowach "letnia pozycja" i tego polecam się trzymać, jeśli chcecie dobrze się przy niej bawić.

       Jedynym denerwujący mnie aspektem był sposób zapisu dialogów, który pojawiał się tylko w przypadku perspektywy Leona. Zapisywanie wypowiedzi bohaterów po imieniu poprzedzającym dwukropek było irytujące i sprawiało, że trudno było się w takim przypadku połapać w towarzyszących im emocjach. Ale gdy patrzę na prześliczną oprawę graficzką, natychmiast wylatują mi z głowy takie ewenementy, więc pozwólcie, że zakończę tą myśl serdecznymi pozdrowieniami dla wydawnictwa i tworzącego tę okładkę grafika!

piątek, 12 lipca 2019

13. HATE TO LOVE YOU – Tijan

      "Kiedy widzę, jak cierpisz, mam ochotę zetrzeć twoje cierpienie. Kiedy w siebie wątpisz, chciałabym wygłosić najlepszą mowę motywacyjną w historii. Gdy płaczesz, pragnę, żebyś się uśmiechała. A kiedy się śmiejesz, chciałbym, abyś się śmiała jeszcze bardziej. (...)"
     Kennedy Clarke w college'u zamierza przestrzegać tylko trzech zasad – żadnych gorących facetów, żadnych dramatów i żadnego wracania do przeszłości. Nowe miejsce, nowa karta i nowi znajomi, do których pod żadnym pozorem nie może wkraść się Shay Coleman, tak łudząco podobny do jej rozchwytywanego brata, przez którego wymyśliła te reguły. Futbolista zamierza jej jednak udowodnić, że niektóre zasady są tylko po to, by je łamać.

     Stwierdzenie, że ta książka mnie zaskoczyła, byłoby dużym niedopowiedzeniem. Przywykłam do tego, że większość historii rozgrywających się na terenie szkoły/college'u/etc. zazwyczaj opiera się na tym samych schematach i rzadko kiedy zaskakuje czymś nowym. Ale "Hate to love you" jest takim przypadkiem, który otwiera się na prawdziwe problemy dorastających ludzi. W dzisiejszych czasach, kiedy wiele rzeczy zamiata się pod dywan, jest to nie tylko niezwykle istotne, ale i jak najbardziej trafnie opisane. I może właśnie dlatego ten tytuł zajął szczególne miejsce w moim sercu.

      Kennedy jest dziewczyną, która niejednemu czytelnikowi przysporzy ogrom irytacji. Z pozoru odrobinę zbyt niezdecydowana i za bardzo buntownicza, by ją polubić, może wydawać się typową bohaterką "dzisiejszych, popularnych" młodzieżówek. W moim odczuciu jednak z każdą kolejną sceną zyskuje w oczach – jesteśmy w stanie zrozumieć przyczynę jej zachowań, a z czasem zaczynamy także kibicować zmianom, które zachodzą w jej charakterze.

      A jaki z kolei jest Shay? To kompletne przeciwieństwo obrazu, który zapewne wytworzyliście w głowie po przeczytaniu opisu. NIE, Shayowi daleko do bad-boya! TAK, Shaya naprawdę da się po prostu lubić! Zapomnijcie o banerach, zapomnijcie o gołej klacie na okładce, z którą zapewne macie złe skojarzenia, i dajcie mu szanse!

       Jednak gdybym miała wspomnieć o aspektach, które mogą wielu osobom odebrać przyjemność z czytania tej książki, musiałabym przede wszystkim wspomnieć o tłumaczeniu, które – naprawdę nie wiem czym jest to spowodowane – zdecydowanie mi nie podeszło. Są osoby, które uważają, że styl Tijan wiele traci na przekładzie i po skończeniu "Hate to love you" widzę w tych słowach wiele racji, chociaż nie miałam okazji czytać oryginalnej wersji. Mimo tego uparcie będę twierdzić, że warto spróbować pokonać tą niedogodność!

      Czy to oznacza, że ta książka pod każdym innym względem jest doskonała? Nie, nie jest, nawet w moim odczuciu, jednak uważam, że temat gwałtu i napaści seksualnej, który jest w niej poruszany jest warty tego, by przymknąć oko na ewentualne niedociągnięcia. Książek, które oprócz romansu wysuwającego się na pierwszy plan, oferują nam dalsze tło i przekazują codzienne wartości brakuje na rynku, a ta historia w minimalny sposób zapełnię tę dziurę.

          Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

sobota, 29 czerwca 2019

12. NIEBEZPIECZNA GRA – Emilia Wituszyńska

     "Najgorsze były takie momenty jak ten, gdy leżała na łóżku, myśląc o tym, że jej dzień wreszcie był wesoły, niezmącony niepotrzebnymi dramatami i kłótniami (...) Najgorsze były właśnie takie momenty, gdy uświadamiała sobie, że niektórym nie jest już dane uśmiechnąć się ani do własnego odbicia, ani do nikogo innego."
     Weronika już nieraz była zmuszona radzić sobie w znacznie gorszych sytuacjach, więc kryminalna zagadka, w którą zamieszany został pewien przystojny aktor z pierwszych stron gazet, nie wydaję się być dla niej wyzwaniem. Niepokornie pewna siebie nawet nie spodziewa się do jak niebezpiecznej gry tym razem została wciągnięta, bo gdy do walki wkraczają uczucia, nawet najprostsze zadanie może przyprawić o śmierć, nabierając znacznie innego wymiaru.

      O tej książce było głośno przez naprawdę wiele tygodni, a gdzie się nie obejrzałam "Niebezpieczna gra" zbierała same najlepsze opinie. I może dlatego minimalnie się zawiodłam... Ale od początku.

      Fabułę, która sama w sobie wypadła dość przemyślanie, moim zdaniem można spokojnie uznać za najlepszy aspekt tej książki. Przyznam szczerze, że jeśli ktoś zapytałby mnie czego się w niej spodziewałam, to chyba nawet za dziesiątym podejściem nie przewidziałabym opisanego przebiegu zdarzeń. Mogłabym się domyślić co najwyżej ułamku całości, ale mówiąc w tym przypadku o przewidywalności, skłamałabym. Autorka dopracowała szczegóły, a co najbardziej mi się w tym wszystkim podobało, to jej dbałość o realia historii. Może momentami brakowało mi takie "policyjnego" dreszczyku emocji, ale mimo tego naprawdę dało się wczuć w tę książkę i uwierzyć, że Wiktoria na co dzień obracała się w świecie policji.

       A skoro już o niej mowa, polubiłam tę dziewczynę! Ku mojej uciesze, miała ciekawą osobowość i nie bywała irytująca, jak to często się zdarza na dzisiejszym rynku literackim. Z początku co rusz rzucała chamskimi odzywkami, bywała groźna i nieprzewidywalna, ale gdzieś pomiędzy tym wszystkim umiałam dostrzec w niej pokłady potencjału. I pod tym względem się nie zawiodłam, bo gdy u jej boku stanął Przemek, zaczęła się otwierać i z każdą kolejną stroną, wzbudzała we mnie coraz większą sympatię. Ich relacja jednak nie do końca potoczyła się tak, jak bym tego chciała. Ze smutkiem muszę przyznać, że w momencie, gdy padły między nimi pierwsze, poważne deklaracje nie umiałam w nie uwierzyć. To potoczyło się zdecydowanie za szybko i nie uratował tego nawet zniewalający charakter Przemka.

         "Niebezpieczna gra" to debiut, który bez dwóch zdań należy docenić także pod względem stylu i języka. Autorka uraczyła nas na jego przełomie naprawdę wieloma trafnymi spostrzeżeniami i niebywale wgranym między nie poczuciem humoru. Czy jest więc coś, przed czym jeszcze powinnam Was ostrzec? Owszem, dialogi, momentami mogą wydawać się one przerysowane, jednak myślę, że w to przede wszystkim trzeba się po prostu wgryźć, dlatego jeśli początki będą dla Was trudne, spróbujcie dać tej historii czas, a śmiem twierdzić, że mimo wszystko naprawdę w końcu się do niej przekonacie.

        Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

sobota, 15 czerwca 2019

11. JESZCZE BĘDZIEMY SZCZĘŚLIWI – Enrico Galiano

    "Nie, nie ma w tym nawet ziarna prawdy. To nie tak, że gdy kochasz to zaczynasz chorować. Gdy kochasz, zdrowiejesz. Pozostali, ci, którzy nie kochają, to oni są szaleńcami, oni są stuknięci. Ci, którzy kochają, ci, którzy kochają naprawdę, są zdrowi, jedyni zdrowi na tym świecie pełnym szaleńców."
      Są takie książki, które są w stanie zmienić światopogląd. I są też takie książki, które są uosobieniem wszystkiego co człowiek chciałby powiedzieć. Historia Gioi i Lo jest historią, która albo boleśnie uderzy w Twoje poczucie miłości albo wyrazi wszystko, co na jej temat chciałabyś/chciałbyś powiedzieć.

       Dotychczas w literaturze utarło się naprawdę wiele schematów, które mimo upływu lat są powielane i przekazywane dalej, tymczasem dla mnie "Jeszcze będziemy szczęśliwi" wkroczyło na rynek z myślą, by większość z nich przełamać. Z jakim skutkiem? Znacznie lepszym niż na początku możemy się spodziewać, kiedy Lo ujawnia nam swoją pokiereszowaną przyszłość. Początkowo nieobce nam bowiem będą obawy, że ponownie wyjdzie nam na przeciw nie kto inny, jak nieśmiała i skryta w sobie nastolatka, bojąca się żyć, i zbyt pewny, i zbyt mało prawdziwy chłopak, z którym po prostu nie jest się w stanie polubić, ale to bardzo mylne wrażenie.

     Gioia owszem, do najodważniejszych i najbardziej wygadanych dziewczyn nie należy, ale za to ma niesamowicie prawdziwą duszę, dzięki której nawet najbardziej wymagający czytelnik będzie w stanie się z nią zaprzyjaźnić. A Lo to uosobienie kogoś, komu będziecie w stanie zaufać już od pierwszego spotkania, chociaż nie zawsze będzie Wam dawał ku temu odpowiednie powody, dlatego czytanie między wierszami okaże się tutaj niezbędne.

      "Jeszcze będziemy szczęśliwi" jest jedną z lepszych młodzieżówek, jakie miałam okazję czytać. I to nie tylko ze względu na dobrze napisanych bohaterów czy bardzo ważny atut w postaci umiejętności autora do wyważonego przełamywania granic, ale też choćby ze względu na obraz nastolatków, jaki został tutaj zawarty. I Gioia i Lo mają problemy, w które jako czytelnicy jesteśmy w stanie uwierzyć; które nawet jeśli nas bezpośrednio nie dotyczą, to wiemy, że istnieją, a dzięki temu cała historia uderza w nas w sposób znacznie dosadniejszy niż w przypadku innych z tego samego gatunku.

      Dodatkowo, jeśli lubicie książki, które są skarbnicami złotych myśli, to sięgając po tę pozycję na pewno i pod tym względem się nie zawiedziecie, choćby ze względu, że pośród bohaterów drugoplanowych pojawia się nauczyciel filozofii, sypiący złotymi radami jak z rękawa. To chyba jedna z moich ulubionych postaci w tej historii, więc jestem przekonana, że i Wy się z nim polubicie!

      Za możliwość przeczytania dziękuję portalowi CzytamPierwszy.

poniedziałek, 27 maja 2019

10. PACJENT – Sebastian Fitzek

      "Wszystko w życiu jest kwestią motywacji."
       Gdy sześcioletni Max znika w niewyjaśnionych okolicznościach, a znany z takich zagrywek morderca nie chce się przyznać, Till wie, że musi wziąć sprawy w swoje ręce. To jedyny sposób, by on sam odzyskał ojcowski spokój, ale żeby tego dokonać musi poczynić ostateczne kroki i dostać się do szpitala psychiatrycznego, który okazuję się nie tylko jego zgubą, ale także rozwiązaniem. Ale co jeśli nawet prawda nie będzie w stanie przynieść ulgi?

      Chciałam łamać swoje granice, a "Pacjent" miał być kolejnym krokiem wprzód ku temu i czym więcej uwagi poświęcam tej książce, tym bardziej uświadamiam sobie, że był to naprawdę dobrze wykorzystany czas. Thriller (nawet i psychologiczny) zawsze był dla mnie takim typem gatunku, który przede wszystkim opierać się musi na krwawych i naprawdę koszmarnych, wręcz obrzydliwych scenach. A tymczasem Fitzek skupia się na portretach psychologicznych, oszczędzając nam większości podobnych szczegółów, dzięki czemu przez całą historię płynie się z prędkością światła. Skupiamy się na wydarzeniach, wraz z głównym bohaterem próbujemy rozwikłać zagadkę i chociaż rozwiązanie wydaje się łatwe, zakończenie wywraca nasze skrupulatnie ułożone teorie do góry nogami.

       Od samego początku obawiałam się, że książka w zbyt mocny sposób ugodzi w moją wrażliwość, choćby ze względu na poruszany przez nią temat porwań i zabójstw kilkuletnich dzieci. Ostatecznie jednak okazało się, że historia ta napisana jest w odpowiednio wyważony sposób, którym, owszem, dociera do człowieka i porusza go, jednak jest na tyle łagodny, że ten człowiek jest w stanie dotrwać do końca. A i nawet nie jest w stanie zbyt przedwcześnie się od tej historii oderwać.

      Docierając do zakończenia "Pacjenta" byłam przekonana, że moja końcowa ocena tej historii będzie znacznie niższa od obecnej, gdyż nadciągający wielki finał wcale nie wydawał mi się tak wielki. Jednak w momencie, gdy wydawało mi się, że nic mnie już nie zaskoczy, Fitzek podsunął mi pod nos kolejne poszlaki, które na nowo rozbudziły we mnie zamiłowanie do tej historii. I niestety, albo stety, moje rozwiązanie nie okazało się prawidłowe.

      Historia Maxa i jego poszukującym wciąż go ojcu będzie w stanie poruszyć niejednego, nawet i bardzo wymagającego czytelnika. Krótkie, ale trafione opisy, w większości zachowane realia i odpowiednio wplątana w to wszystko skomplikowana zagadka – to tylko ułamki tego, co możecie znaleźć w "Pacjencie"!

     Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Amber.

niedziela, 12 maja 2019

9. GRANICA UCZUĆ – Jo Winchester

      "Znał ją jak własną kieszeń. Ona sama nie miała jeszcze tej świadomości, ale właśnie na nowo podjęła walkę."
       Joy jest bardzo pewną siebie i twardo stąpającą po ziemi kobietą, która pragnie się rozwijać. Na swojej drodze spotyka jednak wiele przeszkód, począwszy od sadystycznego szefa, po uczucie, którym zaczyna darzyć mężczyznę, będącego poza jej zasięgiem. Ciąg decyzji, które podejmuję w imię swoje szczęścia, sprawiają, że stacza się na samo dno. Wtedy niespodziewanie otrzymuję od życia nową szansę, teraz już tylko od niej zależy czy zdecyduję się na nieznane.

        Po zderzeniu z okładką, która jest niesamowicie nietrafiona i, która za grosz mi się nie podoba, byłam przekonana, że będę mieć do czynienia z kolejnym mocnym erotykiem. Przyznam szczerze, że bardzo się zdziwiłam, gdy okazało się, że jest to naprawdę leciutki romans, bardziej podchodzący pod literaturą obyczajową. Nie czuję się jednak zawiedziona, autorka swobodnie poruszała się w świecie, który stworzyła, łamiąc wiele spotykanych co rusz schematów, co było miłą odskocznią.

       Zacznę od tego, że książka podzielona jest na dwa etapy, cześć pierwszą, dotyczącą przeszłości, i część drugą, gdzie wydarzenia odbywają się w czasie teraźniejszym. Przez to od samego początku miałam problem z odnalezieniem głównego wątku tej historii. Opis, który za wiele mi nie mówił, prolog, który jasno wskazywał, że cokolwiek zdarzy się w kolejnych rozdziałach, na pewno nie będzie mieć dobrego zakończenia dla głównej bohaterki, i koniec części pierwszej, który okazał się niespodziewanym zwrotem akcji – przekonana byłam, że będę mieć do czynienia z zakazanym uczuciem, które wybuchnie między bohaterami. Ostatecznie okazało się jednak, że cała historia będzie mieć kompletnie inny przebieg zdarzeń niż mogłabym się wcześniej spodziewać, a do akcji nieoczekiwanie wkroczy kolejny, nowy bohater.

       Już od samego początku Joy zdobywa naszą sympatię, autorka opisując jej przeszłość i pokazując zgubność jej decyzji, kreśli ją jako bohaterką odpowiednio realną, by móc się z nią utożsamić. Jest to jednak część książki, którą czytało mi się zdecydowanie najgorzej. Z jednej strony wydarzenia uciekały mi przez palce, a ja wiedziona ciekawością czytałam dalej, z drugiej jednak były momenty, gdy wydawało mi się, że to wszystko brnęło do przodu zbyt szybko, a także że pośród tych wszystkich wydarzeń nie dostrzegłam jakiegoś, ważnego elementu całej układanki. Po dotarciu do drugiej części, zdałam sobie sprawę dlaczego autorka nadała wcześniejszym rozdziałom takie tempo. Zderzaliśmy się bowiem wtedy z kolei z nowym etapem w życiu Joy, który można by było uznać za kompletnie nową, odmienną historię.

       Całość bywała zaskakująca, czytało się ją przyjemnie, jednak nowy kierunek, który historia ta obrała w części drugiej, był zdecydowanie ciekawszy w porównaniu do części pierwszej. Nie do końca rozumiem dlaczego autorka skupiła aż tak dużą uwagę na przeszłości bohaterki, skoro moim zdaniem przewodni wątek nie miał z nią za wiele wspólnego i wysunął się dopiero w teraźniejszości. Owszem, pozwoliło nam to na poznanie Joy od samych podstaw, jednak niepotrzebnie rozciągnęło tę historię w czasie.

       Zakończenie wydało mi się odrobinę naciągnięte, brakowało mi w nim efektu "wow". Liczyłam na coś, co odpowiednio zakończy wszystkie rozpoczęte sprawy, a nie do końca to otrzymałam. Nie znaczy to jednak, że ta książka mnie zawiodła, bo tak nie jest, i jestem przekonana, że jeszcze nieraz do niej wrócę, jednak ma ona swoje wady jak i zalety.

        Premiera książki odbędzie się drugiego czerwca. Dziękuję autorce za możliwość przeczytania tej pozycji wcześniej, życzę obfitych sukcesów i dalszej weny do tworzenia!

piątek, 3 maja 2019

8. SPONSOR – Tom 1 – K.N. Haner

     "Śnieg, mróz, dwa gorące oddechy, dwa gorące zagubione serca i tylko jeden cel... Walka o uczucie i miłość, która rodziła się miedzy nimi w zaskakująco szybkim tempie."
      Oboje na pozór wiodą idealnie życie – Kalina to spełniająca się prywatnie studentka, która nie angażuję się w relacje damsko-męskie, Nathan z kolei nie narzeka na status zawodowy, a kontakty z kobietami ogranicza do spełniania własnych fantazji. Oboje żyją we własnych bańkach mydlanych, które rozbijają się z chlupotem, gdy po raz pierwszy natrafiają na siebie. Od tamtej chwili muszą nauczyć się żyć na nowo, jednak przeszłość wciąż o sobie przypomina, boleśnie niszcząc to, co udaje im się zbudować.

      Historia Kaliny i Nathana nie jest historią, która nigdy wcześniej nie pojawiła się w literaturze – owszem, oparta jest na pewnych schematach, ale mimo tego zaskakuje. Od pierwszych stron możemy liczyć na wiele ciekawych scen opisanych w trafiający do serca sposób. Kalina jest dość typową bohaterką – z początku zamknięta w sobie dziewczyna, która z czasem pokazuję swój temperament, a to oczywiście za sprawą niesamowicie bogatego i gorącego biznesmena – i przyznam szczerze, że to ona denerwowała mnie w tej książce najbardziej. Nie potrafię określić skąd konkretnie wzięła się moja irytacja jej osobą, chociaż zapewne było to związane z faktem jej uroczej naiwności, jak to wielokrotnie określała autorka. Przez całe 500 stron jedyne na co liczyłam, to na jej konfrontację z Nathanem, chciałam, by wreszcie odważyła się zażądać z jego strony jakiejkolwiek deklaracji. I chociaż było wiele sytuacji, w których miała szansę postawić sprawę jasno, zawsze uciekała. Nie chciała wchodzić w jego układ, ale postępując w taki sposób i tak w moich oczach straciła cząstkę swojej godności, o którą przecież od samego początku walczyła.

        Przez całą historię irytowałam się jeszcze jednym aspektem, a mianowicie zmieniającymi się co chwilę perspektywami. Na przełomie dwóch rozdziałów mieliśmy okazję poznać myśli głównych bohaterów na temat tej samej sceny – perspektywa Kaliny, następnie perspektywa Nathana dotycząca tej samej sceny, i od nowa, kolejny scena, kolejne dwie perspektywy rozbite na dwa nowe rozdziały i tak w kółko. Owszem, w pewnych momentach było to ciekawe i wprowadzało magiczny klimat, ale wielokrotnie też było to, mówiąc prosto z mostu, po prostu nudne. Tekst zajmujący 500 stron, można było równie dobrze ukrócić o połowę. Czytelnik wiele by na tym nie stracił, bowiem przemyślenia głównych bohaterów za dużo się nie różniły, a do wniosków, które autorka wysnuwała przede wszystkim podczas perspektywy Nathana, można było dojść samemu.

        Muszę jednak mimo wszystko przyznać, że cały ciąg zdarzeń idealnie składał się na zakończenie, które zgotowała nam autorka. Czytając epilog, czułam, jak moje serduszko łamie się na pół, a przecież oto głównie chodzi w romansach. Mają sprawiać, by czytelnikiem targały najróżniejsze i najbardziej skrajne emocje; by czuł, że wraz bohaterami przeżywa ich wszelkie rozterki; by im kibicował, ale jednocześnie wyklinał za wszystkie czasy – i w "Sponsorze" bez dwóch zdań to wszystko się znajdowało. K.N.Haner jest określana jako jedyna w swoim rodzaju "królowa dramatów" i to miano nie pojawiło się tutaj od tak. Ta kobieta bez dwóch zdań umie swoim bohaterom podkładać kłody pod nogi i co najważniejsze robi to w bardzo naturalny sposób. Czytelnik ma wrażenie, że to już ten moment, kiedy będzie mógł złapać głębszy oddech, ale tak naprawdę to tylko cisza przed burzą, która wybucha w najmniej oczekiwanych momentach. 

       Cieszę się, że to właśnie od "Sponsora" zaczęłam swoją przygodę z jej książkami, jestem dzięki temu pozytywnie nastawiona na jej dalszą twórczość. Zamówiłam już drugi tom, bo zakończenie nie pozostawiło mi innego wyjścia, i mam nadzieję, że okażę się on jeszcze lepszy!

środa, 1 maja 2019

7. PROSTY UKŁAD – K.A. Figaro

      "To prawda,  że trzeba zrezygnować z samego siebie, aby odkryć, jakim jest się człowiekiem i ile można znieść."
      Łucja już dawno wyfrunęła spod rodzicielskich skrzydeł, jednak dopiero teraz kończąc trzeci rok studiów rozpoczyna dorosłe życie. Chce skupić się na obronie pracy, tymczasem okazuję się, że jedyne o czym jest w stanie myśleć, to obłędnie gorący mężczyzna, którego miała okazję poznać kilkanaście dni wcześniej. On również nie może o niej zapomnieć, chce ją na własność, ale tylko i wyłącznie na swoich zasadach. Ten układ od początku obojgu przyprawić mógł tylko bólu.

     _(i niesamowicie dużego zażenowania czytelnikowi)_

     Pięknie oprawiona graficznie książka ze znacznie gorszym środkiem – tak określiłabym tę pozycję. Zabierając się za jej czytanie nie miałam żadnych oczekiwań, chciałam po prostu zatracić się w fikcyjnym świecie naszych bohaterów, ale mimo tych dużych, początkowych forów historia ta nie skradła mojego serca w żadnym stopniu. Już po zaznajomieniu się z tytułem wiedziałam, że będę mieć do czynienia z typowym układem bez zobowiązań, który po czasie przerodzi się w rollercoaster uczuć, jednak gdy zaznajomiłam się także z opisem okazało się, że przynajmniej w początkowych scenach schemat będzie gonić schemat. Całkowite różne światy, układ bez zobowiązań i, oczywiście, jako wisienka na torcie, ochrona przed gwałtem – czy to nie brzmi co najmniej znajomo? Zdaję sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach na rynku literatury znajdziemy już praktycznie wszystko, dlatego nie powinnam oczekiwać od żadnego romansu większych zaskoczeń, ale nie oznacza to jednocześnie, że przymknę oko na fakt, że praktycznie cała ta historia opiera się na rzeczach, które już znamy i, które również moglibyśmy przewidzieć.
 
      Dodatkowo tematyka podobnych układów jest mi już trochę "znana", choćby ze względu na recenzję "Sponsora", która pojawiła się na blogu niedawno. I chociaż do tej historii też nie byłam z początku zbyt dobrze nastawiona, tam coś się jednak działo! K.H.Hanner rozbudziła we mnie naprawdę dużo emocji, podczas gdy w przypadku "Prostego układu" przez większość czasu jedyne co robiłam, to płakałam z zażenowania i irytowałam się zachowaniem głównej bohaterki. Jej niezdecydowanie nawet najbardziej cierpliwemu czytelnikowi napsułoby nerwów – nie czuła żadnej sympatii do Dimitriego już od pierwszego spotkania, a mimo to z każdym kolejnym rozdziałem pozwala omamiać mu się wokół paluszka. Ten facet na okrągło pokazywał swój tupet, a ona nie potrafiła mu nawet dobrze odburknąć! Wmawiał jej, że nie mają prawa być o siebie zazdrości, ale jednocześnie obrażał każdego, kto tylko mógłby mu zagrozić. Okłamywał ją co drugie zdanie, a ona mimo tego dalej wierzyła w to, co mówił. I może mogłabym przymknąć na to jeszcze oko, gdyby nie fakt, że absurd tej sytuacji rzucał się w oczy już od samego początku! Nawet ze znalezieniem wartościowego cytaty, który mógłby tę recenzję rozpocząć miałam problem, bo prawda jest taka, że ten facet poza zboczonymi tekścikami, nie uraczył ją niczym innym! 

       Autorka również nie wykazała się, w moim mniemaniu, w kontekście prologu. Zdaję sobie sprawę, że relacja naszych bohaterów opierać się miała na seksie, ale nie oznaczało to, że trzeba było to czytelnikowi rzucać w twarz już od pierwszych stron! Przez to od samego początku miałam problem, by polubić się z Dimitrim, gdyż zdawałam sobie sprawę jak jego znajomość z Łucją się zakończy. Fakt, że na przełomie tego tomu nie dowiedzieliśmy się również praktycznie niczego na temat jego przeszłości dodatkowo nie polepszył sprawy. Zapewne miało to sprawić, by czytelnik chętniej sięgnął po dalszą część, jednak przez to wątpię, żeby ktokolwiek był w stanie zaprzyjaźnić się z tym bohaterem. A już nie wspomnę o jego, jakże, wyszukanych przemyśleniach! Dawno nie odczuwałam takiego zażenowania czytając jakąkolwiek książkę!

        Jedynym atutem tej książki są jak dla mnie postacie drugoplanowe. Zakochałam się w Igorze! Nie chce na jego temat zbyt wiele zdradzać, gdyż dla osób nieczytających byłby to pewnego rodzaju spoiler, jednak ten facet jak dla mnie zasłużył na znacznie większą uwagę!

        No dobrze, myślę, że na tych argumentach poprzestanę, bo zaraz ta recenzja stanie się absurdalnie długa, a chciałabym by była przede wszystkim łatwa w odbiorze. Na sam koniec chciałabym powiedzieć, że nie zniechęcam Was do tej książki, ale byłoby to wierutne kłamstwo, biorąc pod uwagę to, że podczas czytania, jedyne o czym byłam w stanie myśleć, to o biednych drzewach, które zostały przeznaczone ku spisaniu tej historii. Więc może dodam tylko, że mam wielką nadzieję, ku temu, by drugi tom okazał się znacznie trafniejszy jeśli chodzi o wybór słownictwa w kontekście scen miłosnych!

środa, 20 lutego 2019

6. BRACIA SLATER – Tom 1: Dominic – L.A. Casey

"Pewnego dnia, ktoś zmieni twój sposób myślenia, mała siostrzyczko. Nie będę jedyną osobą, którą będziesz kochać i, o którą będziesz się troszczyć. Ktoś rozszarpie pazurami drogę do tego pudełka z twoim sercem i rozbije obóz na dłuższą metę, i nie będzie niczego co będziesz mogła z tym zrobić."
Bronagh od wielu lat żyła w cieniu samej siebie – zamknięta na świat i obojętna na otaczających ludzi. Po śmierci rodziców odsunęła od siebie praktycznie wszystkich, pozostając pod opieką starszej siostry - Branny, i chociaż minęło już przeszło dziewięć lat, nie zamierzała zmieniać przyzwyczajeń. Dominic natomiast nie palił się do tego, by tłumić swoje pragnienia, przywykł już w końcu do tego, że zawsze zdobywał to czego chciał. Piękna brunetka z ciętym językiem zamierzała mu jednak udowodnić, że nie każde wyzwanie dało się wygrać.

"Dominic" to pierwszy tom serii "Braci Slater", opowiadającej o przeżyciach pięciu zmagających się z różnymi sytuacjami braci, którzy na przełomie najróżniejszych wydarzeń wpadają w sidła miłości.Po raz pierwszy o tej książce usłyszałam kilka miesięcy temu na kanale jednej z moich ulubionych youtuberek, jednak niestety nigdzie nie mogłam jej znaleźć. A gdy już wreszcie ją zakupiłam, dopadł mnie kac czytelniczy, dlatego też dopiero teraz mam możliwość podzielić się z Wami moją opinią.

I to, o czym należy wspomnieć na samym początku, to to, że historia Dominica i Bronagh to na pewno nie historia dla każdego. Książka ma swój specyficzny język, który niektórych zapewne zwyczajnie obrzydzi. Mi samej również w niektórych przypadkach trudno było przez niego przebrnąć, chociaż często łapałam się też na tym, że podobały mi się jego realia. Nie oszukujmy się, nastolatkowie w dzisiejszych czasach nie oszczędzają sobie przekleństw, a buzujące w nich hormony również bardzo często wpływają na sposób, w który się wypowiadają. I tutaj było to dosadnie pokazane, chociaż momentami też trochę wyolbrzymione – jak dla mnie jednak dało się na to przymknąć oko.

Największym atutem tej historii są moim zdaniem najpewniej bohaterowie. A już w szczególności ci drugoplanowi, przez co żałuję, że scen z ich udziałem było tutaj tak mało. Jednocześnie już teraz wiem, że na pewno sięgnę po kolejne tomy, by móc poznać ich bliżej. W każdym razie, muszę przyznać, że polubiłam Bronagh. Nie była wyidealizowana i często przypominała mi ona mnie, chociaż wielokrotnie też wkurzałam się na jej niedomyślność i cięty język, którym przysparzała sobie niejednych kłopotów. Wraz z Dominiciem tworzyli niebywale wybuchową mieszankę, o której jednak czytało się doprawdy przyjemnie. 

"Dominic" nie jest niebywale oryginalny, jednak mimo to podczas czytania nie mamy wrażenia, że to, co przekazuję nam autorka "już było". Nie zapominajmy też o tym, że książka liczy sobie praktycznie 500 stron, a jednak na ich przełomie, nie odczuwamy nudy. Natomiast wraz z końcem pojawia się niedosyt i ochota, by jak najszybciej sięgnąć po dalsze tomy. Kolejnym dużym plusem są tutaj także nieprzesłodzone sceny, w których autorka znalazła złoty środek między książkową romantycznością a życiowymi realiami.

 Kolejne tomy kuszą mnie prześliczną oprawą graficzną, więc na pewno sięgnę po nie już niedługo i mam nadzieję, że będę je wspominać równie dobrze, co "Dominica".