sobota, 12 sierpnia 2023

33. NIGDY, TROCHĘ, DO SZALEŃSTWA – Adi Alsaid

„Ludzie to mniej lub bardziej wzory (…). Jesteśmy mniej lub bardziej. Tak samo jest przypadku naszych uczuć. Lubimy myśleć, że jesteśmy wzorami, że idealnie do się pasujemy. Tak jednak nie jest. Pasujemy do wielu osób, mniej lub bardziej.”

    Mówi się, że przyjaźń damsko–męska nie istnieje, jednak na pierwszy rzut oka mogłoby wydawać się, że Julia i Dave są idealnym zaprzeczaniem tej idei, uzupełniają się idealnie, rozumieją bez słów i tylko razem śmieją się tak, jakby jutro miało nie nadejść. Oboje skrywają jednak w sobie głęboko zakopane uczucia, a sporządzona przed laty lista rzeczy, których nigdy nie zamierzali dokonać, niebezpiecznie zbliża ich do wypowiedzenia na głos słów, którymi nigdy nie planowali podzielić się z innymi, a tym bardziej ze sobą nawzajem. Kręta droga między licealnymi korytarzami, zbyt silnymi emocjami, z którymi nie są w stanie sobie poradzić, brakiem zrozumienia od najbliższych im sercu osób, a także wszystkim tymi banalnymi rzeczami, do których dopuszczają się nastolatkowie, może postawić na szali ich przyjaźń. Czy będą w stanie wybaczyć sobie popełnione błędy?

    Nie potrafiłam pokochać tej książki tak, jak chciałam to zrobić; trzecioosobowa narracja niestety doszczętnie zabiła dla mnie magię tej historii, a przede wszystkim jej indywidualność. Nie byłam w stanie odczuwać emocji tak, jakbym mogła to robić, gdyby bohaterowie sami opowiadali nam o wydarzeniach, z którymi muszą się mierzyć. A wprowadzenie narracji pierwszoosobowej wcale nie byłoby takie trudne, biorąc pod uwagę, że w zależności od części, którą obecnie czytamy, i tak skupiamy się pojedyńczo na każdym z bohaterów.

    Julia jest nastolatką, która nie wyróżniając się z tłumu stara się mimo wszystko dosięgnąć oczekiwań matki; zainteresować ją sobą na tyle, by chciała poświęcać jej więcej czasu. Większość decyzji podejmuje z myślą o niej, chociaż wprost nigdy by nam się do tego nie przyznała. A łącząca je relacja pokazuje nam dobitnie, jak bardzo mimo krzywd, pragniemy miłości, jednocześnie nie doceniając osób, które w przeciwieństwie do innych, trwają przy naszym boku mimo przeszkód.

    Dave również nie doświadczył idealnego dzieciństwa, jednak ukojenia nie szukał w próbie naprawy kontaktu z domownikami, bardziej kusiłabym się o stwierdzenie, że bezpieczeństwo wiązało się u niego z zachowaniem rodzinnej rutyny. Był jednak drobnym przeciwieństwem Juli, doskonale odnajdywał się w większym gronie ludzi; z czasem dostrzegł nawet, że jego rówieśnicy, których jak dotąd wraz z przyjaciółką określał mianem „banalnych”, wcale nie irytowali go tak bardzo, jak myślał.

    Wątek listy „Nigdy” naprawdę zdobył moje serce, chociaż szczerze mówiąc byłam zaskoczona okolicznościami wykonywania poszczególnych zadań. Autorka przedstawiła bowiem wiele wydarzeń bardzo dosadnie, ale z drugiej strony może nie powinno mnie to dziwić? Licealne wybryki mają w sobie przecież pokłady nieokiełznanej nieodpowiedzialności i pochopności, jako nastolatkowie mamy prawo się bawić, mamy prawo płakać i wierzyć, że konsekwencje nas nie dosięgną. Mimo wszystko wobec sceny, gdzie Julia upija się do nieprzytomności, wybija dziurę w ścianie i czyni jeszcze kilka irracjonalnych czynów, już zawsze będę chyba żywić minimalne wątpliwości.

    Ta książka powinna łamać serca, na jej przełomie mierzymy się aktualnymi tematami; z kwestiami, które w wieku bohaterów na pewno nas dotyczyły, a mimo to szczerze mówiąc, nie potrafiłam odnaleźć siebie pośród tych zdarzeń, a czym dalej zbliżaliśmy się do końca, tym trudniej było mi się z tym pogodzić. Wiele wątków, jak chociażby doświadczenie zdrady, czy jej dokonanie było potraktowanych w tak lekki sposób, jakbyśmy mieli do czynienia z rozmową o pogodzie. Wiele elementów nie zostało też odpowiednio zakończonych, tak naprawdę możemy się jedynie domyślać, co ostatecznie stało się z naszymi bohaterami, a chociaż zazwyczaj nie mam nic przeciwko otwartym epilogom, tutaj jestem zdania, że ta historia zasłużyła na więcej.

poniedziałek, 24 lipca 2023

31. BEZWZGLĘDNA GRA – Tom 1: Nie zadzieraj z nim – K. Bromberg

 „Nigdy się tego nie bój. Nie możesz oddać połowy serca, bo to tak, jakbyś dała komuś złamane. Musisz dać je całe i wierzyć, że ta osoba je zatrzyma i będzie chronić.”

   Dekker już raz leczyła złamane serce, Hunter już raz próbował zapomnieć; teraz jednak można by rzecz los rzuca im pod nogi jeszcze jedną szansę i na nowo pląta ich drogi razem. Ona doskonale zdaje sobie sprawę, że jeśli nie przeciągnie hokeisty na swoją stronę, rodzinna firma może na tym wiele stracić. On z kolei wie, że problemy, z którymi mierzy się na co dzień zaczynają przysłaniać mu zdrowy rozsądek. Między nimi zawsze była fizyczna chemia i nie byli w stanie tego ukryć pośród wyzwisk i obelg, które w swoją stronę wzajemnie rzucali, jednocześnie żadne z nich nie potrafiło przyznać, że mogłoby połączyć ich coś więcej. Czy będą w stanie w końcu zaryzykować? Czy odnajdą w sobie ukojenie i wyznają dręczące ich uczucia?

   Muszę przyznać, że niesamowicie podoba mi się zamysł tła całej fabuły, jakie przygotowała dla nas autorka. Hokej, tłumy fanów, ich ekscytacja, podziw wobec zawodników, czy chociażby samo zamiłowanie do sportu. Jednocześnie osobiście na tej dziedzinie kompletnie się nie znam i skrycie liczyłam, że po lekturze będę w stanie powiedzieć coś więcej na jej temat, ale niestety wątek uczucia rozwijającego się między naszymi bohaterami znacznie to przyćmił. A szkoda, bo naprawdę brakowało mi opisów tego, co dzieje się na boisku, wtrąceń prezenterów, czy chociażby wspomnień z dzieciństwa Huntera, kiedy odkrywa ile ten sport dla niego znaczy. Skrycie liczę, że może w kolejnych tomach natknę się na więcej tego typu drobiazgów.

   A myślę, że to nie koniec mojej przygody z tą serią.

   Dekker, mimo kilku pochopnych decyzji nie straciła mojego wsparcia nawet na chwilę; kibicowałam jej bez względu na podjęte decyzje, przeżywałam razem z nią wszystkie wydarzenia. Zdobyła moje serce swoim uporem, ciętym, ale mimo wszystko wrażliwym charakterem, a przede wszystkim ludzkim zachowaniem. Rzeczywiście byłabym w stanie dostrzec w niej siebie, czy chociażby osobę, którą mogłabym poznać w realnym świecie.

   Podobne odczucia żywię zresztą także wobec Huntera; odczuwałam wraz z nim wszystkie jego emocje, przeżywałam jego zwycięstwa, czy porażki, a także czułam w kościach wszechogarniającą go złość, czy też smutek, który przez tyle lat dusił w sobie. Skradł moją sympatię swoim poświęceniem wobec rodziny, czy też miłością do chorego brata.

   Uczucie, które połączyło te dwójkę było trudne, może też stąd tak bardzo brakowało mi na końcu czegoś, co skrupulatnie domknęłoby tę historię. Zakończenie bowiem jest czymś, czego mogliśmy się spodziewać; czymś, co urokliwie łączy powierzone Dekker na samym początku zadania, jednak moim zdaniem nie przekazuje odpowiednio tego, co mógłby nam jeszcze przekazać w tych zdarzeniach Hunter. A to, czego dokonał i to, przez co przeszedł było warte uznania.
 
   Moją sympatię zdobył też ojciec naszej głównej bohaterki, dlatego więc mam nadzieję, że jego wątek rozrośnie się na przełomie kolejnych tomów, gdyż tutaj trochę nam tego poskąpiono. Podobne odczucia mam wobec pozostałych trzech sióstr, bardzo polubiłam dyskusje, które wywiązywały się między nimi, a Dekker i żałuję, że i ich było tutaj tak mało.

   Czy ta historia zapadnie mi w pamięć na dłużej? Szczerze mówiąc nie wiem, jednak te kilka godzin, które poświęciłam na jej przeczytanie wspominam nienagannie. Autorka może nie wywołała we mnie łez, czy okrzyków zdumienia, ale pozwoliła mi zatracić się w bohaterach i zadbała o to, bym z ciekawością brnęła przez kolejne rozdziały. Mogę więc zapewnić, że kolejne tomy niedługo na pewno wpadną w moje ręce.

sobota, 22 lipca 2023

30. FACECI DO WYNAJĘCIA – Tom 5: Strażak. Igrając z ogniem – Dominika Smoleń

     „Cokolwiek by się działo, ludzie zwykle są w stanie się odrodzić niczym feniks z popiołów. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, żeby uczyć się żyć dalej.”

    Kinga bez konkretnego planu porzuciła wszystko, co trzymało ją w Krakowie, pieniądze ze spadku po rodzicach przeznaczyła na zakup domu i pognała za przyjaciółką, która w Zawierciu odnalazła miłość. W jej sercu żarzyły się skrywane głęboko tajemnicy, których nie potrafiła rozwiązać terapią, miała więc nadzieję, że nowe miejsce przyniesie jej ukojenie. Krystian od wielu lat walczył z ogniem, ratował ludzi z płonących domów, czy z wypadków samochodowych, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że każda kolejna akcja przybliżała go do samotnej śmierci. Mężczyzna nigdy nie szukał miłości, nie chciał bowiem, by ktokolwiek cierpiał po stracie tak, jak kilkanaście lat temu cierpieć musiał on sam. Los podstępnie jednak skrzyżował ich drogi, jednak czy Krystian aby na pewno był w stanie ugasić tlący się w duszy Kingi płomień?

    Sięgnęłam po tę książkę, głównie ze względu na to, że jest ona częścią serii „Faceci do wynajęcia”, a prawie wszystkie poprzednie tomy czytałam z zapartym tchem; każdy z nich przepełniony był emocjami, namiętnością i uderzającą w czytelnika prawdą, która kryła się w bohaterach. Tutaj, w tomie 5 odczułam jednak spory zawód, historia Kingi i Krystiana naprawdę miała potencjał, który z czasem niestety został przygnieciony zbyt płytkimi dialogami, marnym nakreśleniem charakterów i lichym zakończeniem, które można było interesująco rozwinąć.

    Kinga zmaga się z wieloma problemami, które z czasem jak się okazuje są znacznie poważniejsze niż mogłoby się na początku wydawać, jednak czym dłużej ją poznajemy, tym drastyczniej możemy także zauważyć, jak pobłażliwie autorka podchodzi do jej postaci. Depresja jest chorobą; chorobą, która jest w stanie niszczyć człowieka całe życie i dopadać go nawet w momentach, kiedy ten czuje się pozornie wyleczony. Nie należy o tym zapominać, zresztą tak samo, jak nie należy bagatelizować tego, jak tragicznie mógł skończyć się pożar, który wybuchł w domu kobiety, a dziwnym trafem został naprawdę zadziwiająco szybko ugaszony, jak na okoliczności, czy też o tym, że ubezpieczenie, które otrzymała, zostało wypłacone niesłusznie. Na temat epilogu nie zamierzam się nawet wypowiadać, trzy razy zastanawiałam się, czy nie ominęłam może przypadkiem jakiegoś rozdziału, bo zakończenie może i zaskoczyło, ale na pewno nie w pozytywnym sensie.

    Z kolei Krystian, kurczę, nie ukrywam, z nim mam poważny problem, chyba jeszcze większy niż z Kingą, bo w przeciwieństwie do niej, Krystian rzeczywiście w jakiś trochę niezrozumiały sposób, zdobył moją sympatię. Bywał za to przeokropnie nie zdecydowany, wielokrotnie ze względu na to, że jego emocje nigdy nie były nam przedstawione za pomocą wydarzeń, dostawaliśmy za to długie bloki tekstu, przez co czułam się, jakbym czytała przepis na naleśniki. A ja chciałam pałać takim samym zainteresowaniem co do pracy jak on; chciałam wiedzieć co lubi na co dzień i, że zbliża się do Kingi, bo rzeczywiście coś zaczyna ich łączyć, a nie ze względu na to, że tak od początku potoczyć miały się ich losy.

    Od początku możemy również zauważyć, że Krystian nie ma najlepszych relacji z matką, widzimy, że pomiędzy nimi od lat ciągnie się nierozwiązany problem, a także sporo żalu. Z początku jednak uznajemy matkę Krystiana za zwyczajnie zagubioną kobietę, która w wyniku pewnych zdarzeń zamknęła się w sobie, czym dalej jednak czytamy, tym trudniej uwierzyć nam w jej autentyczność. Kobieta przedstawiona zostaje w okrutny sposób, a czym dłużej zastanawiam się nad jej postacią, tym mniej rozumiem ogólny jej zamysł.

    Pozytywnym aspektem w tej historii okazały się postacie drugoplanowe, chociaż trzeba zaznaczyć, że w całej historii było ich stosunkowo mało i tak naprawdę pojawiały się one tylko w momentach, kiedy to któryś z głównych bohaterów podjąć miał przełomową decyzję. Muszę jednak przyznać, że Marta, jak i Daniel zdołali zdobyć moje uznanie.