poniedziałek, 27 maja 2019

10. PACJENT – Sebastian Fitzek

      "Wszystko w życiu jest kwestią motywacji."
       Gdy sześcioletni Max znika w niewyjaśnionych okolicznościach, a znany z takich zagrywek morderca nie chce się przyznać, Till wie, że musi wziąć sprawy w swoje ręce. To jedyny sposób, by on sam odzyskał ojcowski spokój, ale żeby tego dokonać musi poczynić ostateczne kroki i dostać się do szpitala psychiatrycznego, który okazuję się nie tylko jego zgubą, ale także rozwiązaniem. Ale co jeśli nawet prawda nie będzie w stanie przynieść ulgi?

      Chciałam łamać swoje granice, a "Pacjent" miał być kolejnym krokiem wprzód ku temu i czym więcej uwagi poświęcam tej książce, tym bardziej uświadamiam sobie, że był to naprawdę dobrze wykorzystany czas. Thriller (nawet i psychologiczny) zawsze był dla mnie takim typem gatunku, który przede wszystkim opierać się musi na krwawych i naprawdę koszmarnych, wręcz obrzydliwych scenach. A tymczasem Fitzek skupia się na portretach psychologicznych, oszczędzając nam większości podobnych szczegółów, dzięki czemu przez całą historię płynie się z prędkością światła. Skupiamy się na wydarzeniach, wraz z głównym bohaterem próbujemy rozwikłać zagadkę i chociaż rozwiązanie wydaje się łatwe, zakończenie wywraca nasze skrupulatnie ułożone teorie do góry nogami.

       Od samego początku obawiałam się, że książka w zbyt mocny sposób ugodzi w moją wrażliwość, choćby ze względu na poruszany przez nią temat porwań i zabójstw kilkuletnich dzieci. Ostatecznie jednak okazało się, że historia ta napisana jest w odpowiednio wyważony sposób, którym, owszem, dociera do człowieka i porusza go, jednak jest na tyle łagodny, że ten człowiek jest w stanie dotrwać do końca. A i nawet nie jest w stanie zbyt przedwcześnie się od tej historii oderwać.

      Docierając do zakończenia "Pacjenta" byłam przekonana, że moja końcowa ocena tej historii będzie znacznie niższa od obecnej, gdyż nadciągający wielki finał wcale nie wydawał mi się tak wielki. Jednak w momencie, gdy wydawało mi się, że nic mnie już nie zaskoczy, Fitzek podsunął mi pod nos kolejne poszlaki, które na nowo rozbudziły we mnie zamiłowanie do tej historii. I niestety, albo stety, moje rozwiązanie nie okazało się prawidłowe.

      Historia Maxa i jego poszukującym wciąż go ojcu będzie w stanie poruszyć niejednego, nawet i bardzo wymagającego czytelnika. Krótkie, ale trafione opisy, w większości zachowane realia i odpowiednio wplątana w to wszystko skomplikowana zagadka – to tylko ułamki tego, co możecie znaleźć w "Pacjencie"!

     Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Amber.

niedziela, 12 maja 2019

9. GRANICA UCZUĆ – Jo Winchester

      "Znał ją jak własną kieszeń. Ona sama nie miała jeszcze tej świadomości, ale właśnie na nowo podjęła walkę."
       Joy jest bardzo pewną siebie i twardo stąpającą po ziemi kobietą, która pragnie się rozwijać. Na swojej drodze spotyka jednak wiele przeszkód, począwszy od sadystycznego szefa, po uczucie, którym zaczyna darzyć mężczyznę, będącego poza jej zasięgiem. Ciąg decyzji, które podejmuję w imię swoje szczęścia, sprawiają, że stacza się na samo dno. Wtedy niespodziewanie otrzymuję od życia nową szansę, teraz już tylko od niej zależy czy zdecyduję się na nieznane.

        Po zderzeniu z okładką, która jest niesamowicie nietrafiona i, która za grosz mi się nie podoba, byłam przekonana, że będę mieć do czynienia z kolejnym mocnym erotykiem. Przyznam szczerze, że bardzo się zdziwiłam, gdy okazało się, że jest to naprawdę leciutki romans, bardziej podchodzący pod literaturą obyczajową. Nie czuję się jednak zawiedziona, autorka swobodnie poruszała się w świecie, który stworzyła, łamiąc wiele spotykanych co rusz schematów, co było miłą odskocznią.

       Zacznę od tego, że książka podzielona jest na dwa etapy, cześć pierwszą, dotyczącą przeszłości, i część drugą, gdzie wydarzenia odbywają się w czasie teraźniejszym. Przez to od samego początku miałam problem z odnalezieniem głównego wątku tej historii. Opis, który za wiele mi nie mówił, prolog, który jasno wskazywał, że cokolwiek zdarzy się w kolejnych rozdziałach, na pewno nie będzie mieć dobrego zakończenia dla głównej bohaterki, i koniec części pierwszej, który okazał się niespodziewanym zwrotem akcji – przekonana byłam, że będę mieć do czynienia z zakazanym uczuciem, które wybuchnie między bohaterami. Ostatecznie okazało się jednak, że cała historia będzie mieć kompletnie inny przebieg zdarzeń niż mogłabym się wcześniej spodziewać, a do akcji nieoczekiwanie wkroczy kolejny, nowy bohater.

       Już od samego początku Joy zdobywa naszą sympatię, autorka opisując jej przeszłość i pokazując zgubność jej decyzji, kreśli ją jako bohaterką odpowiednio realną, by móc się z nią utożsamić. Jest to jednak część książki, którą czytało mi się zdecydowanie najgorzej. Z jednej strony wydarzenia uciekały mi przez palce, a ja wiedziona ciekawością czytałam dalej, z drugiej jednak były momenty, gdy wydawało mi się, że to wszystko brnęło do przodu zbyt szybko, a także że pośród tych wszystkich wydarzeń nie dostrzegłam jakiegoś, ważnego elementu całej układanki. Po dotarciu do drugiej części, zdałam sobie sprawę dlaczego autorka nadała wcześniejszym rozdziałom takie tempo. Zderzaliśmy się bowiem wtedy z kolei z nowym etapem w życiu Joy, który można by było uznać za kompletnie nową, odmienną historię.

       Całość bywała zaskakująca, czytało się ją przyjemnie, jednak nowy kierunek, który historia ta obrała w części drugiej, był zdecydowanie ciekawszy w porównaniu do części pierwszej. Nie do końca rozumiem dlaczego autorka skupiła aż tak dużą uwagę na przeszłości bohaterki, skoro moim zdaniem przewodni wątek nie miał z nią za wiele wspólnego i wysunął się dopiero w teraźniejszości. Owszem, pozwoliło nam to na poznanie Joy od samych podstaw, jednak niepotrzebnie rozciągnęło tę historię w czasie.

       Zakończenie wydało mi się odrobinę naciągnięte, brakowało mi w nim efektu "wow". Liczyłam na coś, co odpowiednio zakończy wszystkie rozpoczęte sprawy, a nie do końca to otrzymałam. Nie znaczy to jednak, że ta książka mnie zawiodła, bo tak nie jest, i jestem przekonana, że jeszcze nieraz do niej wrócę, jednak ma ona swoje wady jak i zalety.

        Premiera książki odbędzie się drugiego czerwca. Dziękuję autorce za możliwość przeczytania tej pozycji wcześniej, życzę obfitych sukcesów i dalszej weny do tworzenia!

piątek, 3 maja 2019

8. SPONSOR – Tom 1 – K.N. Haner

     "Śnieg, mróz, dwa gorące oddechy, dwa gorące zagubione serca i tylko jeden cel... Walka o uczucie i miłość, która rodziła się miedzy nimi w zaskakująco szybkim tempie."
      Oboje na pozór wiodą idealnie życie – Kalina to spełniająca się prywatnie studentka, która nie angażuję się w relacje damsko-męskie, Nathan z kolei nie narzeka na status zawodowy, a kontakty z kobietami ogranicza do spełniania własnych fantazji. Oboje żyją we własnych bańkach mydlanych, które rozbijają się z chlupotem, gdy po raz pierwszy natrafiają na siebie. Od tamtej chwili muszą nauczyć się żyć na nowo, jednak przeszłość wciąż o sobie przypomina, boleśnie niszcząc to, co udaje im się zbudować.

      Historia Kaliny i Nathana nie jest historią, która nigdy wcześniej nie pojawiła się w literaturze – owszem, oparta jest na pewnych schematach, ale mimo tego zaskakuje. Od pierwszych stron możemy liczyć na wiele ciekawych scen opisanych w trafiający do serca sposób. Kalina jest dość typową bohaterką – z początku zamknięta w sobie dziewczyna, która z czasem pokazuję swój temperament, a to oczywiście za sprawą niesamowicie bogatego i gorącego biznesmena – i przyznam szczerze, że to ona denerwowała mnie w tej książce najbardziej. Nie potrafię określić skąd konkretnie wzięła się moja irytacja jej osobą, chociaż zapewne było to związane z faktem jej uroczej naiwności, jak to wielokrotnie określała autorka. Przez całe 500 stron jedyne na co liczyłam, to na jej konfrontację z Nathanem, chciałam, by wreszcie odważyła się zażądać z jego strony jakiejkolwiek deklaracji. I chociaż było wiele sytuacji, w których miała szansę postawić sprawę jasno, zawsze uciekała. Nie chciała wchodzić w jego układ, ale postępując w taki sposób i tak w moich oczach straciła cząstkę swojej godności, o którą przecież od samego początku walczyła.

        Przez całą historię irytowałam się jeszcze jednym aspektem, a mianowicie zmieniającymi się co chwilę perspektywami. Na przełomie dwóch rozdziałów mieliśmy okazję poznać myśli głównych bohaterów na temat tej samej sceny – perspektywa Kaliny, następnie perspektywa Nathana dotycząca tej samej sceny, i od nowa, kolejny scena, kolejne dwie perspektywy rozbite na dwa nowe rozdziały i tak w kółko. Owszem, w pewnych momentach było to ciekawe i wprowadzało magiczny klimat, ale wielokrotnie też było to, mówiąc prosto z mostu, po prostu nudne. Tekst zajmujący 500 stron, można było równie dobrze ukrócić o połowę. Czytelnik wiele by na tym nie stracił, bowiem przemyślenia głównych bohaterów za dużo się nie różniły, a do wniosków, które autorka wysnuwała przede wszystkim podczas perspektywy Nathana, można było dojść samemu.

        Muszę jednak mimo wszystko przyznać, że cały ciąg zdarzeń idealnie składał się na zakończenie, które zgotowała nam autorka. Czytając epilog, czułam, jak moje serduszko łamie się na pół, a przecież oto głównie chodzi w romansach. Mają sprawiać, by czytelnikiem targały najróżniejsze i najbardziej skrajne emocje; by czuł, że wraz bohaterami przeżywa ich wszelkie rozterki; by im kibicował, ale jednocześnie wyklinał za wszystkie czasy – i w "Sponsorze" bez dwóch zdań to wszystko się znajdowało. K.N.Haner jest określana jako jedyna w swoim rodzaju "królowa dramatów" i to miano nie pojawiło się tutaj od tak. Ta kobieta bez dwóch zdań umie swoim bohaterom podkładać kłody pod nogi i co najważniejsze robi to w bardzo naturalny sposób. Czytelnik ma wrażenie, że to już ten moment, kiedy będzie mógł złapać głębszy oddech, ale tak naprawdę to tylko cisza przed burzą, która wybucha w najmniej oczekiwanych momentach. 

       Cieszę się, że to właśnie od "Sponsora" zaczęłam swoją przygodę z jej książkami, jestem dzięki temu pozytywnie nastawiona na jej dalszą twórczość. Zamówiłam już drugi tom, bo zakończenie nie pozostawiło mi innego wyjścia, i mam nadzieję, że okażę się on jeszcze lepszy!

środa, 1 maja 2019

7. PROSTY UKŁAD – K.A. Figaro

      "To prawda,  że trzeba zrezygnować z samego siebie, aby odkryć, jakim jest się człowiekiem i ile można znieść."
      Łucja już dawno wyfrunęła spod rodzicielskich skrzydeł, jednak dopiero teraz kończąc trzeci rok studiów rozpoczyna dorosłe życie. Chce skupić się na obronie pracy, tymczasem okazuję się, że jedyne o czym jest w stanie myśleć, to obłędnie gorący mężczyzna, którego miała okazję poznać kilkanaście dni wcześniej. On również nie może o niej zapomnieć, chce ją na własność, ale tylko i wyłącznie na swoich zasadach. Ten układ od początku obojgu przyprawić mógł tylko bólu.

     _(i niesamowicie dużego zażenowania czytelnikowi)_

     Pięknie oprawiona graficznie książka ze znacznie gorszym środkiem – tak określiłabym tę pozycję. Zabierając się za jej czytanie nie miałam żadnych oczekiwań, chciałam po prostu zatracić się w fikcyjnym świecie naszych bohaterów, ale mimo tych dużych, początkowych forów historia ta nie skradła mojego serca w żadnym stopniu. Już po zaznajomieniu się z tytułem wiedziałam, że będę mieć do czynienia z typowym układem bez zobowiązań, który po czasie przerodzi się w rollercoaster uczuć, jednak gdy zaznajomiłam się także z opisem okazało się, że przynajmniej w początkowych scenach schemat będzie gonić schemat. Całkowite różne światy, układ bez zobowiązań i, oczywiście, jako wisienka na torcie, ochrona przed gwałtem – czy to nie brzmi co najmniej znajomo? Zdaję sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach na rynku literatury znajdziemy już praktycznie wszystko, dlatego nie powinnam oczekiwać od żadnego romansu większych zaskoczeń, ale nie oznacza to jednocześnie, że przymknę oko na fakt, że praktycznie cała ta historia opiera się na rzeczach, które już znamy i, które również moglibyśmy przewidzieć.
 
      Dodatkowo tematyka podobnych układów jest mi już trochę "znana", choćby ze względu na recenzję "Sponsora", która pojawiła się na blogu niedawno. I chociaż do tej historii też nie byłam z początku zbyt dobrze nastawiona, tam coś się jednak działo! K.H.Hanner rozbudziła we mnie naprawdę dużo emocji, podczas gdy w przypadku "Prostego układu" przez większość czasu jedyne co robiłam, to płakałam z zażenowania i irytowałam się zachowaniem głównej bohaterki. Jej niezdecydowanie nawet najbardziej cierpliwemu czytelnikowi napsułoby nerwów – nie czuła żadnej sympatii do Dimitriego już od pierwszego spotkania, a mimo to z każdym kolejnym rozdziałem pozwala omamiać mu się wokół paluszka. Ten facet na okrągło pokazywał swój tupet, a ona nie potrafiła mu nawet dobrze odburknąć! Wmawiał jej, że nie mają prawa być o siebie zazdrości, ale jednocześnie obrażał każdego, kto tylko mógłby mu zagrozić. Okłamywał ją co drugie zdanie, a ona mimo tego dalej wierzyła w to, co mówił. I może mogłabym przymknąć na to jeszcze oko, gdyby nie fakt, że absurd tej sytuacji rzucał się w oczy już od samego początku! Nawet ze znalezieniem wartościowego cytaty, który mógłby tę recenzję rozpocząć miałam problem, bo prawda jest taka, że ten facet poza zboczonymi tekścikami, nie uraczył ją niczym innym! 

       Autorka również nie wykazała się, w moim mniemaniu, w kontekście prologu. Zdaję sobie sprawę, że relacja naszych bohaterów opierać się miała na seksie, ale nie oznaczało to, że trzeba było to czytelnikowi rzucać w twarz już od pierwszych stron! Przez to od samego początku miałam problem, by polubić się z Dimitrim, gdyż zdawałam sobie sprawę jak jego znajomość z Łucją się zakończy. Fakt, że na przełomie tego tomu nie dowiedzieliśmy się również praktycznie niczego na temat jego przeszłości dodatkowo nie polepszył sprawy. Zapewne miało to sprawić, by czytelnik chętniej sięgnął po dalszą część, jednak przez to wątpię, żeby ktokolwiek był w stanie zaprzyjaźnić się z tym bohaterem. A już nie wspomnę o jego, jakże, wyszukanych przemyśleniach! Dawno nie odczuwałam takiego zażenowania czytając jakąkolwiek książkę!

        Jedynym atutem tej książki są jak dla mnie postacie drugoplanowe. Zakochałam się w Igorze! Nie chce na jego temat zbyt wiele zdradzać, gdyż dla osób nieczytających byłby to pewnego rodzaju spoiler, jednak ten facet jak dla mnie zasłużył na znacznie większą uwagę!

        No dobrze, myślę, że na tych argumentach poprzestanę, bo zaraz ta recenzja stanie się absurdalnie długa, a chciałabym by była przede wszystkim łatwa w odbiorze. Na sam koniec chciałabym powiedzieć, że nie zniechęcam Was do tej książki, ale byłoby to wierutne kłamstwo, biorąc pod uwagę to, że podczas czytania, jedyne o czym byłam w stanie myśleć, to o biednych drzewach, które zostały przeznaczone ku spisaniu tej historii. Więc może dodam tylko, że mam wielką nadzieję, ku temu, by drugi tom okazał się znacznie trafniejszy jeśli chodzi o wybór słownictwa w kontekście scen miłosnych!