sobota, 12 sierpnia 2023

33. NIGDY, TROCHĘ, DO SZALEŃSTWA – Adi Alsaid

„Ludzie to mniej lub bardziej wzory (…). Jesteśmy mniej lub bardziej. Tak samo jest przypadku naszych uczuć. Lubimy myśleć, że jesteśmy wzorami, że idealnie do się pasujemy. Tak jednak nie jest. Pasujemy do wielu osób, mniej lub bardziej.”

    Mówi się, że przyjaźń damsko–męska nie istnieje, jednak na pierwszy rzut oka mogłoby wydawać się, że Julia i Dave są idealnym zaprzeczaniem tej idei, uzupełniają się idealnie, rozumieją bez słów i tylko razem śmieją się tak, jakby jutro miało nie nadejść. Oboje skrywają jednak w sobie głęboko zakopane uczucia, a sporządzona przed laty lista rzeczy, których nigdy nie zamierzali dokonać, niebezpiecznie zbliża ich do wypowiedzenia na głos słów, którymi nigdy nie planowali podzielić się z innymi, a tym bardziej ze sobą nawzajem. Kręta droga między licealnymi korytarzami, zbyt silnymi emocjami, z którymi nie są w stanie sobie poradzić, brakiem zrozumienia od najbliższych im sercu osób, a także wszystkim tymi banalnymi rzeczami, do których dopuszczają się nastolatkowie, może postawić na szali ich przyjaźń. Czy będą w stanie wybaczyć sobie popełnione błędy?

    Nie potrafiłam pokochać tej książki tak, jak chciałam to zrobić; trzecioosobowa narracja niestety doszczętnie zabiła dla mnie magię tej historii, a przede wszystkim jej indywidualność. Nie byłam w stanie odczuwać emocji tak, jakbym mogła to robić, gdyby bohaterowie sami opowiadali nam o wydarzeniach, z którymi muszą się mierzyć. A wprowadzenie narracji pierwszoosobowej wcale nie byłoby takie trudne, biorąc pod uwagę, że w zależności od części, którą obecnie czytamy, i tak skupiamy się pojedyńczo na każdym z bohaterów.

    Julia jest nastolatką, która nie wyróżniając się z tłumu stara się mimo wszystko dosięgnąć oczekiwań matki; zainteresować ją sobą na tyle, by chciała poświęcać jej więcej czasu. Większość decyzji podejmuje z myślą o niej, chociaż wprost nigdy by nam się do tego nie przyznała. A łącząca je relacja pokazuje nam dobitnie, jak bardzo mimo krzywd, pragniemy miłości, jednocześnie nie doceniając osób, które w przeciwieństwie do innych, trwają przy naszym boku mimo przeszkód.

    Dave również nie doświadczył idealnego dzieciństwa, jednak ukojenia nie szukał w próbie naprawy kontaktu z domownikami, bardziej kusiłabym się o stwierdzenie, że bezpieczeństwo wiązało się u niego z zachowaniem rodzinnej rutyny. Był jednak drobnym przeciwieństwem Juli, doskonale odnajdywał się w większym gronie ludzi; z czasem dostrzegł nawet, że jego rówieśnicy, których jak dotąd wraz z przyjaciółką określał mianem „banalnych”, wcale nie irytowali go tak bardzo, jak myślał.

    Wątek listy „Nigdy” naprawdę zdobył moje serce, chociaż szczerze mówiąc byłam zaskoczona okolicznościami wykonywania poszczególnych zadań. Autorka przedstawiła bowiem wiele wydarzeń bardzo dosadnie, ale z drugiej strony może nie powinno mnie to dziwić? Licealne wybryki mają w sobie przecież pokłady nieokiełznanej nieodpowiedzialności i pochopności, jako nastolatkowie mamy prawo się bawić, mamy prawo płakać i wierzyć, że konsekwencje nas nie dosięgną. Mimo wszystko wobec sceny, gdzie Julia upija się do nieprzytomności, wybija dziurę w ścianie i czyni jeszcze kilka irracjonalnych czynów, już zawsze będę chyba żywić minimalne wątpliwości.

    Ta książka powinna łamać serca, na jej przełomie mierzymy się aktualnymi tematami; z kwestiami, które w wieku bohaterów na pewno nas dotyczyły, a mimo to szczerze mówiąc, nie potrafiłam odnaleźć siebie pośród tych zdarzeń, a czym dalej zbliżaliśmy się do końca, tym trudniej było mi się z tym pogodzić. Wiele wątków, jak chociażby doświadczenie zdrady, czy jej dokonanie było potraktowanych w tak lekki sposób, jakbyśmy mieli do czynienia z rozmową o pogodzie. Wiele elementów nie zostało też odpowiednio zakończonych, tak naprawdę możemy się jedynie domyślać, co ostatecznie stało się z naszymi bohaterami, a chociaż zazwyczaj nie mam nic przeciwko otwartym epilogom, tutaj jestem zdania, że ta historia zasłużyła na więcej.

poniedziałek, 24 lipca 2023

31. BEZWZGLĘDNA GRA – Tom 1: Nie zadzieraj z nim – K. Bromberg

 „Nigdy się tego nie bój. Nie możesz oddać połowy serca, bo to tak, jakbyś dała komuś złamane. Musisz dać je całe i wierzyć, że ta osoba je zatrzyma i będzie chronić.”

   Dekker już raz leczyła złamane serce, Hunter już raz próbował zapomnieć; teraz jednak można by rzecz los rzuca im pod nogi jeszcze jedną szansę i na nowo pląta ich drogi razem. Ona doskonale zdaje sobie sprawę, że jeśli nie przeciągnie hokeisty na swoją stronę, rodzinna firma może na tym wiele stracić. On z kolei wie, że problemy, z którymi mierzy się na co dzień zaczynają przysłaniać mu zdrowy rozsądek. Między nimi zawsze była fizyczna chemia i nie byli w stanie tego ukryć pośród wyzwisk i obelg, które w swoją stronę wzajemnie rzucali, jednocześnie żadne z nich nie potrafiło przyznać, że mogłoby połączyć ich coś więcej. Czy będą w stanie w końcu zaryzykować? Czy odnajdą w sobie ukojenie i wyznają dręczące ich uczucia?

   Muszę przyznać, że niesamowicie podoba mi się zamysł tła całej fabuły, jakie przygotowała dla nas autorka. Hokej, tłumy fanów, ich ekscytacja, podziw wobec zawodników, czy chociażby samo zamiłowanie do sportu. Jednocześnie osobiście na tej dziedzinie kompletnie się nie znam i skrycie liczyłam, że po lekturze będę w stanie powiedzieć coś więcej na jej temat, ale niestety wątek uczucia rozwijającego się między naszymi bohaterami znacznie to przyćmił. A szkoda, bo naprawdę brakowało mi opisów tego, co dzieje się na boisku, wtrąceń prezenterów, czy chociażby wspomnień z dzieciństwa Huntera, kiedy odkrywa ile ten sport dla niego znaczy. Skrycie liczę, że może w kolejnych tomach natknę się na więcej tego typu drobiazgów.

   A myślę, że to nie koniec mojej przygody z tą serią.

   Dekker, mimo kilku pochopnych decyzji nie straciła mojego wsparcia nawet na chwilę; kibicowałam jej bez względu na podjęte decyzje, przeżywałam razem z nią wszystkie wydarzenia. Zdobyła moje serce swoim uporem, ciętym, ale mimo wszystko wrażliwym charakterem, a przede wszystkim ludzkim zachowaniem. Rzeczywiście byłabym w stanie dostrzec w niej siebie, czy chociażby osobę, którą mogłabym poznać w realnym świecie.

   Podobne odczucia żywię zresztą także wobec Huntera; odczuwałam wraz z nim wszystkie jego emocje, przeżywałam jego zwycięstwa, czy porażki, a także czułam w kościach wszechogarniającą go złość, czy też smutek, który przez tyle lat dusił w sobie. Skradł moją sympatię swoim poświęceniem wobec rodziny, czy też miłością do chorego brata.

   Uczucie, które połączyło te dwójkę było trudne, może też stąd tak bardzo brakowało mi na końcu czegoś, co skrupulatnie domknęłoby tę historię. Zakończenie bowiem jest czymś, czego mogliśmy się spodziewać; czymś, co urokliwie łączy powierzone Dekker na samym początku zadania, jednak moim zdaniem nie przekazuje odpowiednio tego, co mógłby nam jeszcze przekazać w tych zdarzeniach Hunter. A to, czego dokonał i to, przez co przeszedł było warte uznania.
 
   Moją sympatię zdobył też ojciec naszej głównej bohaterki, dlatego więc mam nadzieję, że jego wątek rozrośnie się na przełomie kolejnych tomów, gdyż tutaj trochę nam tego poskąpiono. Podobne odczucia mam wobec pozostałych trzech sióstr, bardzo polubiłam dyskusje, które wywiązywały się między nimi, a Dekker i żałuję, że i ich było tutaj tak mało.

   Czy ta historia zapadnie mi w pamięć na dłużej? Szczerze mówiąc nie wiem, jednak te kilka godzin, które poświęciłam na jej przeczytanie wspominam nienagannie. Autorka może nie wywołała we mnie łez, czy okrzyków zdumienia, ale pozwoliła mi zatracić się w bohaterach i zadbała o to, bym z ciekawością brnęła przez kolejne rozdziały. Mogę więc zapewnić, że kolejne tomy niedługo na pewno wpadną w moje ręce.

sobota, 22 lipca 2023

30. FACECI DO WYNAJĘCIA – Tom 5: Strażak. Igrając z ogniem – Dominika Smoleń

     „Cokolwiek by się działo, ludzie zwykle są w stanie się odrodzić niczym feniks z popiołów. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, żeby uczyć się żyć dalej.”

    Kinga bez konkretnego planu porzuciła wszystko, co trzymało ją w Krakowie, pieniądze ze spadku po rodzicach przeznaczyła na zakup domu i pognała za przyjaciółką, która w Zawierciu odnalazła miłość. W jej sercu żarzyły się skrywane głęboko tajemnicy, których nie potrafiła rozwiązać terapią, miała więc nadzieję, że nowe miejsce przyniesie jej ukojenie. Krystian od wielu lat walczył z ogniem, ratował ludzi z płonących domów, czy z wypadków samochodowych, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że każda kolejna akcja przybliżała go do samotnej śmierci. Mężczyzna nigdy nie szukał miłości, nie chciał bowiem, by ktokolwiek cierpiał po stracie tak, jak kilkanaście lat temu cierpieć musiał on sam. Los podstępnie jednak skrzyżował ich drogi, jednak czy Krystian aby na pewno był w stanie ugasić tlący się w duszy Kingi płomień?

    Sięgnęłam po tę książkę, głównie ze względu na to, że jest ona częścią serii „Faceci do wynajęcia”, a prawie wszystkie poprzednie tomy czytałam z zapartym tchem; każdy z nich przepełniony był emocjami, namiętnością i uderzającą w czytelnika prawdą, która kryła się w bohaterach. Tutaj, w tomie 5 odczułam jednak spory zawód, historia Kingi i Krystiana naprawdę miała potencjał, który z czasem niestety został przygnieciony zbyt płytkimi dialogami, marnym nakreśleniem charakterów i lichym zakończeniem, które można było interesująco rozwinąć.

    Kinga zmaga się z wieloma problemami, które z czasem jak się okazuje są znacznie poważniejsze niż mogłoby się na początku wydawać, jednak czym dłużej ją poznajemy, tym drastyczniej możemy także zauważyć, jak pobłażliwie autorka podchodzi do jej postaci. Depresja jest chorobą; chorobą, która jest w stanie niszczyć człowieka całe życie i dopadać go nawet w momentach, kiedy ten czuje się pozornie wyleczony. Nie należy o tym zapominać, zresztą tak samo, jak nie należy bagatelizować tego, jak tragicznie mógł skończyć się pożar, który wybuchł w domu kobiety, a dziwnym trafem został naprawdę zadziwiająco szybko ugaszony, jak na okoliczności, czy też o tym, że ubezpieczenie, które otrzymała, zostało wypłacone niesłusznie. Na temat epilogu nie zamierzam się nawet wypowiadać, trzy razy zastanawiałam się, czy nie ominęłam może przypadkiem jakiegoś rozdziału, bo zakończenie może i zaskoczyło, ale na pewno nie w pozytywnym sensie.

    Z kolei Krystian, kurczę, nie ukrywam, z nim mam poważny problem, chyba jeszcze większy niż z Kingą, bo w przeciwieństwie do niej, Krystian rzeczywiście w jakiś trochę niezrozumiały sposób, zdobył moją sympatię. Bywał za to przeokropnie nie zdecydowany, wielokrotnie ze względu na to, że jego emocje nigdy nie były nam przedstawione za pomocą wydarzeń, dostawaliśmy za to długie bloki tekstu, przez co czułam się, jakbym czytała przepis na naleśniki. A ja chciałam pałać takim samym zainteresowaniem co do pracy jak on; chciałam wiedzieć co lubi na co dzień i, że zbliża się do Kingi, bo rzeczywiście coś zaczyna ich łączyć, a nie ze względu na to, że tak od początku potoczyć miały się ich losy.

    Od początku możemy również zauważyć, że Krystian nie ma najlepszych relacji z matką, widzimy, że pomiędzy nimi od lat ciągnie się nierozwiązany problem, a także sporo żalu. Z początku jednak uznajemy matkę Krystiana za zwyczajnie zagubioną kobietę, która w wyniku pewnych zdarzeń zamknęła się w sobie, czym dalej jednak czytamy, tym trudniej uwierzyć nam w jej autentyczność. Kobieta przedstawiona zostaje w okrutny sposób, a czym dłużej zastanawiam się nad jej postacią, tym mniej rozumiem ogólny jej zamysł.

    Pozytywnym aspektem w tej historii okazały się postacie drugoplanowe, chociaż trzeba zaznaczyć, że w całej historii było ich stosunkowo mało i tak naprawdę pojawiały się one tylko w momentach, kiedy to któryś z głównych bohaterów podjąć miał przełomową decyzję. Muszę jednak przyznać, że Marta, jak i Daniel zdołali zdobyć moje uznanie.

środa, 22 lipca 2020

29. KUSZĄCA POMYŁKA – Vi Keeland

     "Nie ma czegoś takiego jak przypadek. Przypadek wydaje się niesamowitym zbiegiem okoliczności, który nie jest ze sobą powiązany. Ale zawsze jest jakiś związek."
      Rachel nie żałowała ani jednego słowa, które wyrzuciła Owenowi prosto w twarz w obronie przyjaciółki.... Oczywiście aż do momentu, gdy nie okazało się, że pomyliła facetów, a niebieska koszula okazała się brązową – to nie aż tak duża różnica, prawda? Caine więc powinien ją zrozumieć, jednak sytuacja komplikuje się znacznie bardziej już w momencie, gdy adresatem jej przeprosin musi stać się nie tylko facet, którego obraziła w klubie, ale i jej nowy wykładowca, który na dodatek nie toleruje spóźnień. Rachel więc w poniedziałkowy poranek jest na straconej pozycji, jednak jeszcze nie zdaje sobie sprawy jak znaczący okaże się dla niej ten dzień. Czy da się wygrać z poczuciem winy?

     "Kusząca pomyłka" to książka autorki, którą tak naprawdę bardzo dobrze już znam; autorki, która w moim mniemaniu ma na swoim koncie naprawdę wiele wartych uwagi pozycji, ale i kilka takich, których na pewno nie będę wspominać zbyt dobrze. Przyznam szczerze, że niesmak pozostał we mnie do dziś chociażby po jednej z pierwszych historii ("Tylko twój"), które spod jej pióra przeczytałam, jednak nie sposób nie zauważyć również, że mimo tego wciąż coś ciągnie mnie w jej kierunku. Może ma w tym swój udział obiecujący duet, który stworzyła wraz z Penelope Ward i, który wniósł wiele dobrego do kręgu jej twórczości, może są to coraz różnorodniejsze i coraz to bardziej wpadające w oko okładki, a może mimo wszystko mam jakiś sentyment do jej pióra, gdyż "Drań z Manhattanu", którego czytałam już naprawdę kilka ładnych lat do tyłu, zapadł mi w pamięć na tyle, by wciąż jeszcze wierzyć, że któraś z jej nowszych pozycji może zachwycić mnie równie mocno.

     Póki co jednak chyba się na to nie zapowiada.

     Mam także coraz to silniejsze wrażenie, iż Vi Keeland ma dość ograniczony zasób pomysłów i wiele z nich pojawia się w jej książkach kilkukrotnie, przez co z czasem już niesamowicie łatwo odgadnąć cały przebieg dalszych zdarzeń. Szczególnie odnosi się to chociażby właśnie do wspomnianego "Drania z Manhattanu" i wydanej dość niedawno "Nagiej prawdy", która miała w sobie naprawdę ogromny potencjał, a którą skończyłam ostatecznie z dość dużym rozczarowaniem. Jest to jednak mniemanie na trochę inną recenzję, bo "Kusząca pomyłka" akurat dość intrygująco wyróżnia się na tle pozostałych książek. Może nie jest z rodzaju tych, które jakoś szczególnie zapadną mi na dłuższą metę w pamięć, jednak ma w sobie coś na tyle ciekawego, żebym chciała do niej od czasu do czasu wracać.

     Historia Rachel i Caine jest jak piosenka, której słów co prawda nie znamy, jednak już na podstawie samej melodii możemy powiedzieć, że jest ona nam znajoma. Dlaczego? Bo jej ogólny zarys jest łatwy do rozszyfrowania, owszem, są tutaj momenty, które mogą nas zaskoczyć, ale jest i pełno takich, które już gdzieś widzieliśmy – może wspominamy je z uśmiechem na twarzy, a może z tlącym się w głowie zażenowaniem, ale jestem przekonana, że każdy kto gustuje w tym oto gatunku miał już z nimi wcześniej czy później do czynienia. Czy to czyni tę książkę gorszą? Absolutnie nie; co więcej uważam nawet, że Vi Keeland w tym przypadku naprawdę dość sprytnie manewruje między utartymi schematami, a niesamowicie urzekającym usposobieniem głównych bohaterów, bowiem intryga chociaż nie jest tutaj zbytnio zaskakująca, sama relacja tej dwójki wynagradza nam to z nawiązką. Na uznanie moim zdaniem zasługuje przede wszystkim Caine, który jako jeden z niewielu męskich bohaterów na rynku naprawdę reprezentował sobą coś więcej niż tylko niebywale irytująco doskonały wygląd.

     Czy tę piosenkę da się lubić? Jak najbardziej, bo chociaż znajoma jest nam ona z melodii, słowa wciąż pozostają kuszącą zagadką.

czwartek, 18 czerwca 2020

28. ZAPOMNIJ, ŻE ISTNIAŁEM – Beata Majewska

      "Wystarczyło jednak spojrzeć mu w oczy i już wiedziała, że to on, a równocześnie czuła, że teraz stanie się coś strasznego, znacznie gorszego niż tam, na dole. Że nastąpi katastrofa, koniec świata – jego świata i jej."
     Rafałowi Snarskiemu wydawało się, że nic nie jest już w stanie rozbudzić jego tkwiącego od lat w letargu serca. Luiza Mleczko przekonana z kolei była, że w objęciach ukochanego narzeczonego pośród urzędowych papierków jest w stanie być prawdziwie szczęśliwą. Czyhające tuż za rogiem przeznaczenie jednak w najmniej spodziewanych okolicznościach skrzyżowało ich drogi, gburowatym językiem kreśląc rysy pierwszego spotkania. Pochodzą z różnych światów, skupiają na innych priorytetach, a jednak to właśnie w swoich ramionach odnajdują pożądane ocalenie. Skrywane tajemnice zwiastują jednak czające się w mroku zło, które powolnie odbiera im tak potrzebną nadzieję.

     "Zapomnij, że istniałem" – trzy pozornie nic nieznaczące słowa stają się balansującą na granicy obezwładniającego niebezpieczeństwa bronią, a nam czytelnikom obiecują pełną wstrząsających emocji historię, ja jednak po jej zakończenie czuję się jedynie nieosobliwie rozczarowała. Już w momencie kiedy ta książka do mnie dotarła, kiedy zobaczyłam jakim językiem jest ona napisała, wiedziałam, że ta lektura może być trudna. Ale nie spodziewałam się, że jednocześnie będzie uosobieniem tak piekielnie niewykorzystanego potencjału.

     Luizka jest szalenie specyficzną bohaterką – taką, którą mamy wręcz ochotę udusić za lekkomyślne, momentami naprawdę pobłażliwe zachowanie chociażby wobec własnych rodziców. Bywa irytująca, rozpieszczona i leniwa, ale jej pełna zadzierania nosa postawa mimo wszystko lśni prawdą – pośród codziennych wydarzeń z łatwością możemy bowiem dostrzec, że wychowana w dość obiecujących warunkach niczego nie udaje i od czasu do czasu zaskoczy nawet najbardziej wymagającego czytelnika bystrością. Polubiłam ją jeszcze zanim w jej zachowaniu nastąpiły zaskakujące zmiany, które owszem, również ucieszyły moje oko, jednak jednocześnie dość rozczarowały, gdyż niestety dopadły Luizę z dnia na dzień, w dość wyolbrzymiony sposób.

       Rafał z pozoru także jest niesamowicie irytującym gburem, ale z czasem i w jego osobowości możemy dostrzec równie mamiącą prawdę; w obliczu naznaczonej stratą przeszłości, widzimy bowiem, że jest to człowiek, który tęskni, człowiek, który podjął w życiu niejedną złą decyzję, człowiek naznaczony wieloma skazami – i to naprawdę mnie w nim urzekło, chociaż jednocześnie nie sposób byłoby nie zauważyć, że poza suchymi, pozornie nacechowanych zdaniami, niemal jak w udanym streszczeniu, trudno szukać i w jego własnej historii fragmentów, które naprawdę mogłyby dotrzeć w głąb serca.

     Fabuła miała w sobie wiele intrygujących aspektów – sam pomysł na to w jaki sposób zacieśnić więzi między głównymi bohaterami niesamowicie mnie rozbroił, podobnie zresztą jak gdzieś tam mimochodem wpleciony w tło fragment dotyczący hodowania pszczół, czy wątek mafijny, który chociaż odrobinę przekoloryzowany, mimo wszystko zaskoczył swoją niepozornością – i z początku naprawdę czułam buzujące pod skórą oczekiwanie w związku z jej dalszym rozwojem wydarzeń. Byłam także w stanie uwierzyć w tworzące się między Rafałem i Luizą napięcie, a także w to, że oni naprawdę chcą, ale najzwyczajniej w świecie boją się iść dalej, jednak czym głębiej błądziliśmy wśród ich obaw, tym rzadziej chyliłam się ku stwierdzeniu, że ich naprawdę łączy lub może połączyć coś więcej niż niczym niepodparta płytka namiętność. Chwilę później na dodatek już przeskakiwaliśmy z taktownego flirtu, łagodnie eksponowanego zauroczenia, do bezbarwnie nabudowanego uczucia przez co, gdy do gry wkroczyły wydarzenia, które w jasny sposób miały nakreślić przyszłość, nie byłam w stanie utożsamić się z towarzyszącymi im emocjami.

     Ostatecznie czuję się trochę wręcz oszukana, bo naprawdę widziałam w tej historii ogromny potencjał, gdy tymczasem z wielkim oporem przebrnęłam przez jej początek, a przy jej końcu z kolei znów zabrakło mi jakichkolwiek uczuć. Chciałam płakać wraz z Luizą, chciałam dzielić ciążące na ramionach obawy z Rafałem, a także wraz z nimi wierzyć, że gdzieś tam czeka na nich piękna, wspólna przyszłość; tymczasem poza ogólną sympatią do bohaterów, nie poczułam nic.

     Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Jaguar.

czwartek, 4 czerwca 2020

27. WERONIKA KARDASZ – Tom 3: Ryzykowny wybór – Emilia Wituszyńska

      "Wybory, przed którymi stoimy, zawsze powinny należeć tylko do nas (...). Kiedy wieczorem kładziemy się do łóżka i pozostajemy sami ze swoimi musimy być pewni, że ten dzień przeżyliśmy tak, jak tego pragniemy my sami, nie inni."
     Piekło stanęło otworem, a świat pękł Weronice w rękach, kiedy wydawać, by się mogło, że nic nie jest już w stanie zagrozić jej szczęściu. Układy roztrzaskały się w drobny mak, pozostały jedynie namiastki nadziei, niebezpieczna gra przerodziła się w ryzykowną walkę o ostatni dech. Ale tym razem nie chodziło tylko o nią, chodziło o niego – mężczyznę, który w najmniej spodziewanym momencie zawładnął jej życiem i wywrócił otaczającą ją rzeczywistość do góry nogami. W imię miłości wróg zostaje przyjacielem, a pielęgnowane wartości przestają istnieć. "Zabij lub daj się zabić" – Weronika wiedziała, że Bracia Perun stali się dla niej ostatnią deską ratunku.

     "Ryzykowny wybór" podobnie jak dwa poprzednie tomy kipi od akcji, emocji i obezwładniającego ryzyka. Bohaterowie łączą siły, stawiając na gnącej się strachliwie szali własne życie. Wybory, które podrzuca im pod nos los, mogą przynieść ukojenie albo śmierć. Ale w obliczu piekła nawet i ona staje się słodkim ukojeniem. Pewne jest tylko jedno – ostatni tom serii rozpoczyna się i kończy z prawdziwym przytupem. Czytelnik wrzucony w sam środek rozpaczliwej walki, pragnie tylko poznać całą prawdę, bo mimo wszystko tajemnic nie brakuje, a kiedy nieuchronny koniec nadciąga wielkimi krokami, nagle ma on ochotę wrócić do samego początku tej szalonej przygody i na nowo pozwolić jej rozkochać się w sobie. Gwarantuję, Weroniki Kardasz nie da się nie polubić, podobnie zresztą jak i Braci Perun, którzy na nowo wracają do gry i oczarowują czytelnika płynącą z ich wnętrza prawdą.

      Zakończenie ponownie zaskoczyło, jednocześnie niezwykle dopełniając całość, a mi, chociaż naczytałam się o Weronice i Przemku już sporo, wciąż ich mało. Tutaj nie było miejsca na pomyłki, nie tylko ze strony bohaterów, ale i autorki, a jednak ona bezproblemowa poradziła sobie ciążącymi na jej barkach oczekiwaniami. I to z nawiązką.

      Kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z twórczością autorki na pewno nie spodziewałam się, że ta seria w taki sposób rozgrzeje moje serce. A jednak stało się – momentami ironiczni, ale do szpiku kości prawdziwi bohaterowie, zatrważające tempo i depczące po piętach niebezpieczeństwo to tylko ułamek tego, co ma ona Wam do zaproponowania. Będziecie się śmiać, płakać i drżeć z przerażenia, czy jesteście gotowi podjąć to wyzwanie?

      Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.