piątek, 3 maja 2019

8. SPONSOR – Tom 1 – K.N. Haner

"Śnieg, mróz, dwa gorące oddechy, dwa gorące zagubione serca i tylko jeden cel... Walka o uczucie i miłość, która rodziła się miedzy nimi w zaskakująco szybkim tempie."

Oboje na pozór wiodą idealnie życie – Kalina to spełniająca się prywatnie studentka, która nie angażuję się w relacje damsko-męskie, Nathan z kolei nie narzeka na status zawodowy, a kontakty z kobietami ogranicza do spełniania własnych fantazji. Oboje żyją we własnych bańkach mydlanych, które rozbijają się z chlupotem, gdy po raz pierwszy natrafiają na siebie. Od tamtej chwili muszą nauczyć się żyć na nowo, jednak przeszłość wciąż o sobie przypomina, boleśnie niszcząc to, co udaje im się zbudować.

Historia Kaliny i Nathana nie jest historią, która nigdy wcześniej nie pojawiła się w literaturze – owszem, oparta jest na pewnych schematach, ale mimo tego zaskakuje. Od pierwszych stron możemy liczyć na wiele ciekawych scen opisanych w trafiający do serca sposób. Kalina jest dość typową bohaterką – z początku zamknięta w sobie dziewczyna, która z czasem pokazuję swój temperament, a to oczywiście za sprawą niesamowicie bogatego i gorącego biznesmena – i przyznam szczerze, że to ona denerwowała mnie w tej książce najbardziej. Nie potrafię określić skąd konkretnie wzięła się moja irytacja jej osobą, chociaż zapewne było to związane z faktem jej uroczej naiwności, jak to wielokrotnie określała autorka. Przez całe 500 stron jedyne na co liczyłam, to na jej konfrontację z Nathanem, chciałam, by wreszcie odważyła się zażądać z jego strony jakiejkolwiek deklaracji. I chociaż było wiele sytuacji, w których miała szansę postawić sprawę jasno, zawsze uciekała. Nie chciała wchodzić w jego układ, ale postępując w taki sposób i tak w moich oczach straciła cząstkę swojej godności, o którą przecież od samego początku walczyła.

Przez całą historię irytowałam się jeszcze jednym aspektem, a mianowicie zmieniającymi się co chwilę perspektywami. Na przełomie dwóch rozdziałów mieliśmy okazję poznać myśli głównych bohaterów na temat tej samej sceny – perspektywa Kaliny, następnie perspektywa Nathana dotycząca tej samej sceny, i od nowa, kolejny scena, kolejne dwie perspektywy rozbite na dwa nowe rozdziały i tak w kółko. Owszem, w pewnych momentach było to ciekawe i wprowadzało magiczny klimat, ale wielokrotnie też było to, mówiąc prosto z mostu, po prostu nudne. Tekst zajmujący 500 stron, można było równie dobrze ukrócić o połowę. Czytelnik wiele by na tym nie stracił, bowiem przemyślenia głównych bohaterów za dużo się nie różniły, a do wniosków, które autorka wysnuwała przede wszystkim podczas perspektywy Nathana, można było dojść samemu.

Muszę jednak mimo wszystko przyznać, że cały ciąg zdarzeń idealnie składał się na zakończenie, które zgotowała nam autorka. Czytając epilog, czułam, jak moje serduszko łamie się na pół, a przecież oto głównie chodzi w romansach. Mają sprawiać, by czytelnikiem targały najróżniejsze i najbardziej skrajne emocje; by czuł, że wraz bohaterami przeżywa ich wszelkie rozterki; by im kibicował, ale jednocześnie wyklinał za wszystkie czasy – i w "Sponsorze" bez dwóch zdań to wszystko się znajdowało. K.N.Haner jest określana jako jedyna w swoim rodzaju "królowa dramatów" i to miano nie pojawiło się tutaj od tak. Ta kobieta bez dwóch zdań umie swoim bohaterom podkładać kłody pod nogi i co najważniejsze robi to w bardzo naturalny sposób. Czytelnik ma wrażenie, że to już ten moment, kiedy będzie mógł złapać głębszy oddech, ale tak naprawdę to tylko cisza przed burzą, która wybucha w najmniej oczekiwanych momentach. 

Cieszę się, że to właśnie od "Sponsora" zaczęłam swoją przygodę z jej książkami, jestem dzięki temu pozytywnie nastawiona na jej dalszą twórczość. Zamówiłam już drugi tom, bo zakończenie nie pozostawiło mi innego wyjścia, i mam nadzieję, że okażę się on jeszcze lepszy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz