"Wszystko w życiu jest kwestią motywacji."
Gdy sześcioletni Max znika w niewyjaśnionych okolicznościach, a znany z takich zagrywek morderca nie chce się przyznać, Till wie, że musi wziąć sprawy w swoje ręce. To jedyny sposób, by on sam odzyskał ojcowski spokój, ale żeby tego dokonać musi poczynić ostateczne kroki i dostać się do szpitala psychiatrycznego, który okazuję się nie tylko jego zgubą, ale także rozwiązaniem. Ale co jeśli nawet prawda nie będzie w stanie przynieść ulgi?
Od samego początku obawiałam się, że książka w zbyt mocny sposób ugodzi w moją wrażliwość, choćby ze względu na poruszany przez nią temat porwań i zabójstw kilkuletnich dzieci. Ostatecznie jednak okazało się, że historia ta napisana jest w odpowiednio wyważony sposób, którym, owszem, dociera do człowieka i porusza go, jednak jest na tyle łagodny, że ten człowiek jest w stanie dotrwać do końca. A i nawet nie jest w stanie zbyt przedwcześnie się od tej historii oderwać.
Docierając do zakończenia "Pacjenta" byłam przekonana, że moja końcowa ocena tej historii będzie znacznie niższa od obecnej, gdyż nadciągający wielki finał wcale nie wydawał mi się tak wielki. Jednak w momencie, gdy wydawało mi się, że nic mnie już nie zaskoczy, Fitzek podsunął mi pod nos kolejne poszlaki, które na nowo rozbudziły we mnie zamiłowanie do tej historii. I niestety, albo stety, moje rozwiązanie nie okazało się prawidłowe.
Historia Maxa i jego poszukującym wciąż go ojcu będzie w stanie poruszyć niejednego, nawet i bardzo wymagającego czytelnika. Krótkie, ale trafione opisy, w większości zachowane realia i odpowiednio wplątana w to wszystko skomplikowana zagadka – to tylko ułamki tego, co możecie znaleźć w "Pacjencie"!
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Amber.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz