czwartek, 22 lutego 2024

32. I'M A BABYSITTER – Anita Rafalska

"Kochałam go tak cholernie mocno, że zabijało mnie to od środka, jeśli teraz się zbyt zbliżymy, to uczucie wróci z podwójną siłą. Niektórych ludzi po prostu nie można kochać.”
Keith z dnia na dzień traci pracę; pracę, której być może nienawidziła – głośni klienci, harówka i bezwstydny szef – i która nie była również spełnieniem jej marzeń, ale mimo wszystko zapewniała jej, jak i jej mamie dostateczne życie. Kobieta zdaje sobie sprawę, że marne oszczędności za kilka dni się skończą, więc gdy tuż przed nosem spada jej propozycja opieki nad pięcioletnią Grace, wie, że to może z powrotem pomóc stanąć jej na nogi. Ale kiedy kilka dni później poznaje swojego nowego szefa, okazuje się, że to nie jej brak doświadczenia w sprawie dzieci może okazać się zgubny. Rick skrywa w sobie wiele tajemnic, które dostatecznie mogą zniszczyć ich oboje.

Ta książka była ciężka; z rodzaju tych, przy których zastanawiasz się już po kilku stronach, czy to aby na pewno to odpowiednia literatura dla Ciebie. Doskonale zdajesz sobie również sprawę, że wszystkie niedopracowane płaszczyzny będą drastycznie nadszarpywać Twoją cierpliwość, a niestety na przełomie niecałych trzystu stron jest naprawdę niebezpiecznie dużo rzeczy, które należałoby naprawić. Zacznijmy jednak od początku.

Keith jest postacią, która wielokrotnie gubi się między swoimi uczuciami, a tym co rzeczywiście kilka stron wcześniej obiecywała samej sobie. Przyznam szczerze, że momentami naprawdę nie mogłam za nią nadążyć, ciężko było mi się także oswoić z relacją, która wręcz wybuchła między nią a Rickiem. Tempo towarzyszące im uczuciem było wręcz zatrważające, a idea ich związku potrafiła zmienić się wielokrotnie na przełomie czasami nawet i kilku zdań. Największym atutem w kontekście bohaterów okazała się na pewno Grace, chociaż nie ukrywam, że z czasem dostrzec można było, jak pobłażliwie traktowana jest jej postać. Dzieci nie wybaczają tak łatwo, często płaczą i są marudne, na ich zaufanie pracuje się latami, a w tym przypadku nie ważne, jak często Keith znikała z życia pięciolatki, mała ani razu nie wyraziła wobec tego żadnego sprzeciwu.

Minimalnym ratunkiem w całej tej hierarchii zbyt szybko podjętych decyzji, okazał się przeskok czasowy, która autorka serwuje nam mniej więcej w połowie lektury. Rzeczywiście upływ czasu delikatnie spowolnił tempo przebiegu zdarzeń i pozwolił dogonić nam bohaterów, chociaż niektóre wątki i w tym przypadku należałoby rozwinąć, mowa tutaj chociażby o karierze zawodowej Keith, czy relacji Ricka z byłą małżonką.

Historia miała potencjał, widzę gdzieś tam między wierszami rzeczywiście dobry pomysł i zapewne chęci autorki, by stworzyć coś niezwykłego, ostatecznie jednak książka okazała się niezwykle płytka. Zabrakło tutaj prawdy, realnych uczuć, tego, żeby czytelnik rzeczywiście mógł wtopić się w tło, zrozumieć, że Rick nie jest jedynie zadufanym w sobie dupkiem, a decyzje, które podejmuje podyktowane są innymi, bardziej skomplikowanymi pobudkami.

„I’m a babysitter” zdecydowanie nie jest książką, która doprowadzi do łez; nie wywoła górnolotnych emocji, chyba, że rzeczywiście sięgniecie po nią tylko po to, by umilić sobie dosyć nudny wieczór, nie mając przy tym wobec niej większych oczekiwań. Są tutaj bowiem wydarzenia, które mogą Was zaskoczyć, chociaż szczerze mówiąc, wydarzenia te niekiedy są odrobinę irracjonalne, chociażby przez wzgląd na to, że nie czytelnik nie otrzymuje żadnych wskazówek wobec tego, z czym rzeczywiście ostatecznie musi się mierzyć.

wtorek, 6 lutego 2024

31. BEZWZGLĘDNA GRA – Tom 1: Nie zadzieraj z nim – K. Bromberg

 „Nigdy się tego nie bój. Nie możesz oddać połowy serca, bo to tak, jakbyś dała komuś złamane. Musisz dać je całe i wierzyć, że ta osoba je zatrzyma i będzie chronić.”

Dekker już raz leczyła złamane serce, Hunter już raz próbował zapomnieć; teraz jednak można by rzecz los rzuca im pod nogi jeszcze jedną szansę i na nowo pląta ich drogi razem. Ona doskonale zdaje sobie sprawę, że jeśli nie przeciągnie hokeisty na swoją stronę, rodzinna firma może na tym wiele stracić. On z kolei wie, że problemy, z którymi mierzy się na co dzień zaczynają przysłaniać mu zdrowy rozsądek. Między nimi zawsze była fizyczna chemia i nie byli w stanie tego ukryć pośród wyzwisk i obelg, które w swoją stronę wzajemnie rzucali, jednocześnie żadne z nich nie potrafiło przyznać, że mogłoby połączyć ich coś więcej. Czy będą w stanie w końcu zaryzykować? Czy odnajdą w sobie ukojenie i wyznają dręczące ich uczucia?

Muszę przyznać, że niesamowicie podoba mi się zamysł tła całej fabuły, jakie przygotowała dla nas autorka. Hokej, tłumy fanów, ich ekscytacja, podziw wobec zawodników, czy chociażby samo zamiłowanie do sportu. Jednocześnie osobiście na tej dziedzinie kompletnie się nie znam i skrycie liczyłam, że po lekturze będę w stanie powiedzieć coś więcej na jej temat, ale niestety wątek uczucia rozwijającego się między naszymi bohaterami znacznie to przyćmił. A szkoda, bo naprawdę brakowało mi opisów tego, co dzieje się na boisku, wtrąceń prezenterów, czy chociażby wspomnień z dzieciństwa Huntera, kiedy odkrywa ile ten sport dla niego znaczy. Skrycie liczę, że może w kolejnych tomach natknę się na więcej tego typu drobiazgów. 

A myślę, że to nie koniec mojej przygody z tą serią.  

Dekker, mimo kilku pochopnych decyzji nie straciła mojego wsparcia nawet na chwilę; kibicowałam jej bez względu na podjęte decyzje, przeżywałam razem z nią wszystkie wydarzenia. Zdobyła moje serce swoim uporem, ciętym, ale mimo wszystko wrażliwym charakterem, a przede wszystkim ludzkim zachowaniem. Rzeczywiście byłabym w stanie dostrzec w niej siebie, czy chociażby osobę, którą mogłabym poznać w realnym świecie. 

Podobne odczucia żywię zresztą także wobec Huntera; odczuwałam wraz z nim wszystkie jego emocje, przeżywałam jego zwycięstwa, czy porażki, a także czułam w kościach wszechogarniającą go złość, czy też smutek, który przez tyle lat dusił w sobie. Skradł moją sympatię swoim poświęceniem wobec rodziny, czy też miłością do chorego brata.  

Uczucie, które połączyło te dwójkę było trudne, może też stąd tak bardzo brakowało mi na końcu czegoś, co skrupulatnie domknęłoby tę historię. Zakończenie bowiem jest czymś, czego mogliśmy się spodziewać; czymś, co urokliwie łączy powierzone Dekker na samym początku zadania, jednak moim zdaniem nie przekazuje odpowiednio tego, co mógłby nam jeszcze przekazać w tych zdarzeniach Hunter. A to, czego dokonał i to, przez co przeszedł było warte uznania.

Moją sympatię zdobył też ojciec naszej głównej bohaterki, dlatego więc mam nadzieję, że jego wątek rozrośnie się na przełomie kolejnych tomów, gdyż tutaj trochę nam tego poskąpiono. Podobne odczucia mam wobec pozostałych trzech sióstr, bardzo polubiłam dyskusje, które wywiązywały się między nimi, a Dekker i żałuję, że i ich było tutaj tak mało. 

Czy ta historia zapadnie mi w pamięć na dłużej? Szczerze mówiąc nie wiem, jednak te kilka godzin, które poświęciłam na jej przeczytanie wspominam nienagannie. Autorka może nie wywołała we mnie łez, czy okrzyków zdumienia, ale pozwoliła mi zatracić się w bohaterach i zadbała o to, bym z ciekawością brnęła przez kolejne rozdziały. Mogę więc zapewnić, że kolejne tomy niedługo na pewno wpadną w moje ręce.