piątek, 12 lipca 2019

13. HATE TO LOVE YOU – Tijan

 "Kiedy widzę, jak cierpisz, mam ochotę zetrzeć twoje cierpienie. Kiedy w siebie wątpisz, chciałabym wygłosić najlepszą mowę motywacyjną w historii. Gdy płaczesz, pragnę, żebyś się uśmiechała. A kiedy się śmiejesz, chciałbym, abyś się śmiała jeszcze bardziej(...)."
Kennedy Clarke w college'u zamierza przestrzegać tylko trzech zasad – żadnych gorących facetów, żadnych dramatów i żadnego wracania do przeszłości. Nowe miejsce, nowa karta i nowi znajomi, do których pod żadnym pozorem nie może wkraść się Shay Coleman, tak łudząco podobny do jej rozchwytywanego brata, przez którego wymyśliła te reguły. Futbolista zamierza jej jednak udowodnić, że niektóre zasady są tylko po to, by je łamać.

Stwierdzenie, że ta książka mnie zaskoczyła, byłoby dużym niedopowiedzeniem. Przywykłam do tego, że większość historii rozgrywających się na terenie szkoły/college'u/etc. zazwyczaj opiera się na tym samych schematach i rzadko kiedy zaskakuje czymś nowym. Ale "Hate to love you" jest takim przypadkiem, który otwiera się na prawdziwe problemy dorastających ludzi. W dzisiejszych czasach, kiedy wiele rzeczy zamiata się pod dywan, jest to nie tylko niezwykle istotne, ale i jak najbardziej trafnie opisane. I może właśnie dlatego ten tytuł zajął szczególne miejsce w moim sercu.

Kennedy jest dziewczyną, która niejednemu czytelnikowi przysporzy ogrom irytacji. Z pozoru odrobinę zbyt niezdecydowana i za bardzo buntownicza, by ją polubić, może wydawać się typową bohaterką "dzisiejszych, popularnych" młodzieżówek. W moim odczuciu jednak z każdą kolejną sceną zyskuje w oczach – jesteśmy w stanie zrozumieć przyczynę jej zachowań, a z czasem zaczynamy także kibicować zmianom, które zachodzą w jej charakterze.

A jaki z kolei jest Shay? To kompletne przeciwieństwo obrazu, który zapewne wytworzyliście w głowie po przeczytaniu opisu. NIE, Shayowi daleko do bad-boya! TAK, Shaya naprawdę da się po prostu lubić! Zapomnijcie o banerach, zapomnijcie o gołej klacie na okładce, z którą zapewne macie złe skojarzenia, i dajcie mu szanse!

Jednak gdybym miała wspomnieć o aspektach, które mogą wielu osobom odebrać przyjemność z czytania tej książki, musiałabym przede wszystkim wspomnieć o tłumaczeniu, które – naprawdę nie wiem czym jest to spowodowane – zdecydowanie mi nie podeszło. Są osoby, które uważają, że styl Tijan wiele traci na przekładzie i po skończeniu "Hate to love you" widzę w tych słowach wiele racji, chociaż nie miałam okazji czytać oryginalnej wersji. Mimo tego uparcie będę twierdzić, że warto spróbować pokonać tą niedogodność!

Czy to oznacza, że ta książka pod każdym innym względem jest doskonała? Nie, nie jest, nawet w moim odczuciu, jednak uważam, że temat gwałtu i napaści seksualnej, który jest w niej poruszany jest warty tego, by przymknąć oko na ewentualne niedociągnięcia. Książek, które oprócz romansu wysuwającego się na pierwszy plan, oferują nam dalsze tło i przekazują codzienne wartości brakuje na rynku, a ta historia w minimalny sposób zapełnię tę dziurę.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz