czwartek, 22 sierpnia 2024

51. STILL LOVING YOU – Monika Skabara

„Przeżyłam, ale tak naprawdę nie żyłam. Egzystowałam, każdego dnia próbując utrzymać się na powierzchni. Nie pamiętam już, jakie filmy lubię oglądać, bo odkąd jego zabrakło, nie mam ochoty na filmy, muzykę czy spacery. Nie wiem, czy umiem otworzyć się na ludzi, bo boję się, że gdy znowu coś poczuję, stracę to tak jak jego.”

Molly nienawidziła burzy, niebo zasnute ciemnymi chmurami przecinane złocistymi piorunami od zawsze powodowało na jej ramionach gęsią skórkę, a teraz na dodatek zabrało jej sens życia. Minął już rok, odkąd świat przewrócił się jej do góry nogami, ale czas w jej przypadku wcale nie leczył ran, ból i smutek stały się wręcz jej nieodłączonym kompanem. Zamknięta w znajomych czterech ścianach i odcięta od pracy, która kiedyś dodawała jej skrzydeł, wciąż zamierzała rozpamiętywać przeszłość. Jej anioł stróż miał jednak wobec niej inne plany i ani myślał się poddać, nawet jeśli pierwsze spotkanie Molly i Maksa nie przebiegło tak, jakby sobie tego życzył – zbyt niepozornie, ale jednak wciąż za mało taktownie, ale czy to nie te najbardziej nieidealne początki nie powodują największych zmian? Może właśnie w tym tkwiła magia ich relacji – w niedoskonałości, która powoli, kawałek po kawałku, pomogła Molly odnaleźć nowy sens istnienia.

 "Still Loving You" to historia pełna kontrastów, potocznie określana słodko-gorzką powiastką o życiu i, chociaż zazwyczaj dosyć oględnie podchodzę do tego typu określeń, w tym przypadku uważam, że za tymi oto słowami kryje się cała istota tejże pozycji; w mojej głowie bowiem mimowolnie wręcz podzieliła się ona na dwie części. Pierwsza z nich to ta, idealnie wpisująca się w ramy określenia „słodka”, która porwała mnie bezpowrotnie, pozwoliła zanurzyć się w przedstawionym tle i pokochać towarzyszących mi w tej przygodzie bohaterów całym sercem, druga z kolei, nazywana przeze mnie właśnie tą „gorzką”, napędziła mi niemałych wątpliwości i zmusiła do zakwestionowania wszelkich uczuć, którymi zdążyłam tę pozycje obdarzyć. I z jednej strony mogłabym po prostu przymknąć oko na wiele niedomówień, które wykwitły na jej przełomie i wciąż z czystym sercem zachęcić Was do jej przeczytania, z drugiej jednak nie przywykłam do tak jednostajnych recenzji.

Molly to niezwykle enigmatyczna bohaterka, z rodzaju tych, przy których czytelnik nie do końca wie, czego się spodziewać, z początku więc obawiałam się, że żałoba, z którą się mierzy i, która stała się pewnego rodzaju płótnem dla dalszych wydarzeń przysłoni mi jej należyty odbiór, na dłuższą metę uważam jednak, że stworzyła z niej postać z przysłowiowej krwi i kości, a tym samym rozkochała mnie w sobie z należytą delikatnością. Uwielbiałam momenty, w których miałam możliwość odkrywać nowe detale dotyczące jej pracy, przeszłości czy relacji z innymi bohaterami, a więź, którą zbudowała z Brandonem wielokrotnie  doprowadzała mnie do najprawdziwszego wzruszenia. I nie chodzi tu jedynie o to, że ich relacja w niezwykle zwinny sposób napędzała tworzącą się na przełomie tej lektury akcję, ona po prostu sama w sobie była na tyle angażująca, że nawet gdy inne elementy fabuły zaczynały bywać rozczarowujące, chciałam dotrwać do jej końca i móc wierzyć, że wraz z nim odkryje ich własne szczęśliwe zakończenie.

„Still loving you” wydawało mi się pozycją z rodzaju tych, które bawią do łez jednocześnie między powabnymi dialogami poruszając niebywale merytoryczną tematykę, czym dalej jednak brnęłam w natłok zawartych w niej wydarzeń zaczęłam odczuwać nieznośny niedosyt. Po zapoznaniu się z epilogiem uważam bowiem, że wolałabym nigdy nie dotrzeć do tej typowo „gorzkiej” części historii, gdyż w momencie kiedy to irracjonalne rodzinne powiązania Maksa i jego niebywale zagmatwane poplecznictwo w związku z wypadkiem Molly doszły do głosu, cała psychologiczna głębia tej opowieści zaczęła stopniowo zanikać. Nie sposób ukryć, że tym samym również i sama fabuła z czasem zaczęła tracić na swej rozbrajającej autentyczności, a szkielet tej pozycji z początku przepełniony pełnią emocji i refleksji, zaczął dryfować w stronę zagmatwanego komediodramatu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz