piątek, 12 lipca 2024

46. EX DELICTO – Tom 1: Modus Operandi – Anne Marie

„Stanowisz dla mnie zagadkę. Jesteś jak iskra ognia, która zamieni się w pożogę, gdy nie powiesz, przed czym się chowasz. I nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak wielką frajdę sprawi mi patrzenie, jak będziesz się wiła na tych zgliszczach, które za sobą zostawisz, i błagała mnie o pomoc.”

Kłamstwo miewa krótkie nogi, Lena żyła jednak nadzieją, że utkana przed laty sieć bluzg zdoła ochronić ją przed spotkaniem z przeszłością i ponowną ucieczką. W obliczu spotkania z nowym wykładowcą nic już nie wydaje się jednak takie samo, a kiedy mężczyzna za wszelką cenę postanawia dowiedzieć się co ukrywa dziewczyna, gra pozorów staje się tykającą bombą. Niebezpieczeństwo bowiem zbliża się nieubłaganie, a kiedy nawet najszczersza prawda może okazać się zgubna, żadna decyzja nie wydaje się właściwa – uciekać czy uwierzyć?

Enigmatyczny tytuł, który na pierwszy rzut oka nie mówi zbyt wiele, minimalistyczna okładka w ciemnych barwach i nieznajome pióro – „Modus Operandi” to pozycja, która roztacza wokół siebie niezwykle interesująco tajemniczą aurę. Podobny wydźwięk utrzymuje zresztą i sama treść, nie ukrywam, że przez bardzo długi czas, a to nie zdarza mi się zbyt często, nie byłam w stanie wysnuć żadnych głębszych przemyśleń odnośnie kierunku, w którym podążać miałaby akcja powieści. Każda przewijana strona przynosiła jedynie piętrzące się pytania, a prawda umykała mi między palcami, choć z początku wydawać, by się mogło, że wystarczyło jedynie wyciągnąć ku niej dłoń. Ciągła gra pozorów i wiążące się z nią oczekiwanie dodatkowo podsycało słodkawe napięcie, sprawiając, że pochłonęłam ten tytuł zaledwie w jeden wieczór, nie mogę jednak powiedzieć, że nie dostrzegam w nim pewnych niedociągnięć.

Lena, choć z początku wydawała mi się niezwykle intrygującą postacią, z prawdziwie bolesnym bagażem doświadczeń, niebywałą ambicją i ujmującą pasją co do studiowanego kierunku, z czasem stała się jedynie splotem wielu sprzecznych ze sobą cech. W obliczu bezpośredniego zagrożenia oczekiwałam bowiem od jej zachowania pewnych, adekwatnych co do sytuacji i wypracowanych do perfekcji, wzorców, tymczasem infantylność podejmowanych przez nią decyzji drastycznie podważała dla mnie autorytet jej postaci. Momentami odnosiłam wręcz wrażenie, że została wrzucona w sam środek wydarzeń, o których, chociaż podobno grywała w nich główną rolę, nie miała bladego pojęcia. Na dodatek, relacja, która wykwitła na przełomie tej lektury między nią a detektywem Wanke na dłuższą metę również nie zachwyciła mnie autentycznością; początkowa impulsywność, burzliwe kłótnie i buzujące między naszymi bohaterami napięcie porwało mnie bezpowrotnie, czym jednak bliżej mi było do epilogu, tym większa wkradała się w to uczucie wątpliwość, której niestety nie rozwiało nawet przygotowane zakończenie.

Nie sposób ukryć, że towarzysząca na przełomie tej pozycji czytelnikowi sceneria, pozwalająca poznać świat przedstawiony od podszewki, sposób prowadzenia akcji, podszyty ciągłą obawą, czy też widmo czyhającego za rogiem niebezpieczeństwa to kwestie dopracowane przy tym tytule do perfekcji, które zapewne podbiją niejedno serce. Moje natomiast, chociaż zabiło mocniej przy wielu fragmentach, pozostało w nienaruszonym stanie, i, chociaż zapewne z prawdziwą przyjemnością sięgnę po kolejne tomy tej oto serię, jeśli tylko pojawią się na rynku, wątpię, że zapamiętam "Modus Operandi" na dłużej.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Amare [wydawnictwo_amare].

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz