czwartek, 4 lipca 2024

45. VENOM – Tom 1: Venom – Aleksandra Kondraciuk

"Tamtego dnia zobaczyłam inną wersję Venoma. Nie wiem, czy dobrą dla innych, ale z pewnością dobrą dla mnie."

Strata siostry pchnęła Vivien na skraj i odkryła przed nią drugie oblicze miasta; miejsce, które kiedyś uważała za swoje schronienie, teraz pokazało przed nią drugą, przepełnioną chaosem korupcji i przemocy, twarz. Uwięziona między potrzebą uzyskania odpowiedzi, a tajemnicami, które przez lata kryli przed nią najbliżsi, poszukuje własnej definicja dobra i zła. Pchnięta chęcią zemsty zawiązuje pakt z samym diabłem, wierząc, że dzięki temu uzyska tak upragniony spokój, jednak uczucie, które wywołuje w niej Venom staje się jej własnym, osobistym zapalnikiem. Czy ogień oszczędzi jej duszę, czy może cena, jaką będzie musiała zapłacić za poznanie prawdy, okaże się zbyt wysoka?

Nie sposób ukryć, że są takie pozycje, przy których czytelnik z góry wie, że przyjemność z czytania ich wiązać będzie się z szerokorozumianym falstartem albo z odpowiednio wyważoną dozą forów. I, chociaż nie raz i nie dwa zdarzało mi się przymykać oko na wszelakiego rodzaju niedociągnięcia w imię niebywale wciągającej fabuły albo obezwładniająco ujmującego uczucia, które rodziło się na moich oczach, w przypadku Venoma należałoby chyba po prostu nigdy nie podjąć próby zaznajomienia się z nim. Mogłabym próbować na wiele sposobów, kłamać, że nie dostrzegam ciążących na tej pozycji nieścisłości, poszukiwać drugiego dna między zbyt prostoliniowymi wierszami i wierzyć, że kłamstwo, które spala świat Vivien, nie jest konsekwencją jej niezwykle infantylnych wyborów; prawda jednak jest taka, że po zakończeniu tej lektury czuję się zbyt zmęczona, by chociażby udawać, że to się nigdy nie wydarzyło.

Vivian jest postacią, która rozpaliła we mnie wiele niewyobrażalnie mozolnych i sprzecznych przemyśleń, wielokrotnie bowiem gubiłam się w uczuciach, które czuła, w emocjach, które ja powinnam była czuć, i w wyobrażeniach, które namalował dla nas Venom. Świat, który skrupulatnie utkała z nieskromnie rzucanych na wiatr kłamstw, z początku wabił przekornością, z czasem jednak stał się pułapką ciążących obietnic i zgorzchniałych uczuć. Pozornie wydawać by się mogło, dźwigała na barkach wspomnienia skażone stratą, pozostawiona bez odpowiedzi poszukiwała mordercy nie w imię zemsty, a jedynie ku ukojeniu własnej duszy, gdy jednak przyjrzałam się temu wyobrażeniu odrobinę bliżej, uderzyła we mnie świadomość, że widmo śmierci stanowiło jedynie naiwny pretekst, by popchnąć ją wprost w ramiona przestępcy.

Niebywale męcząca okazała się również sceneria wydarzeń, miasto zniszczone do szpiku kości, przepełnione korupcją i chuligaństwem, a w tym wszystkim on – mężczyzna, który dzierżył władzę w swoich dłoniach, dla którego nie było rzeczy niemożliwych i, który to właśnie jej pokazał namiastkę prawdy o samym sobie. Z biegiem zdarzeń i w natłoku wiecznych niedopowiedzeń muszę jednak przyznać, że wydarzenia, w których grywał pierwsze skrzypce czytało mi się najprzyjemniej, chociaż i to nie trwało wiecznie, biorąc pod uwagę fakt, że w ostatecznym rozrachunku i jego uczucia zostały pokiereszowane obojętnością.

Niespodziewany zwrot akcji, przypieczętowujący zakończenie tego tomu wywołał we mnie największe poruszenie i prawdopodobnie, gdyby nie szereg nieskładnych wydarzeń wcześniej i irracjonalność podejmowanych decyzji, wylewałabym nad nim rzewne łzy. Świadomość potencjału tej pozycji uderza chyba najbardziej, bo ta historia miała prawo bytu, mam wrażenie wręcz, że jeśli poświęcono, by jej trochę więcej czasu, doszlifowano kręgosłup moralny i wplątano między wiersze głębszy sens, dzisiaj mogłabym obiecać, że z przyjemnością skuszę się na kolejny tom, tymczasem wątpię, że to wydarzy się w najbliższym czasie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz