poniedziałek, 20 maja 2024

39. GOŁĄB I WĄŻ – Tom 1: Gołąb i wąż – Shelby Mahurin

„I tak kiedyś musimy umrzeć, Louise. Pogódź się z tym. W Modraniht twoje życie wreszcie znajdzie swój cel, a twoja śmierć wyzwoli nasz lud. Powinnaś być dumna. Tylko nielicznych spotyka tak wspaniały los.”

Kradzież nie była dla niej obca, a wieczne burdy stały się przykrą codziennością, Lou jednak wiedziała, że wyrzekniecie się magii było dla niej jedynym, zapewniającym bezpieczeństwo wyjściem. Jej czas znów dobiegał końca, zło czaiło się za najbliższym zakrętem i, chociaż pierwsze spotkanie z Reidem wydawało się jedynie zbiegiem okoliczności, z czasem jednak stało się szansą na przetrwanie choćby kilku kolejnych dni. Z pozoru tak od siebie różni – Czarownica z nożem na szyi w postaci przeszłości i Łowca osaczony kościelnymi wierzeniami – kiedy jednak znane im dotąd światy rozpadają się kawałek po kawałeczku, niszcząc dotychczasowe złudzenia, stają się dla siebie jedynym oparciem.

Nie raz i nie dwa wspominałam już, że z fantastyką to jakoś mi tak nie po drodze, najogólniej mówiąc, i, chociaż czytuje książki od dzieciaka, wciąż nie mogę z tym gatunkiem nawiązać odpowiednio trwałej więzi. Nadrabiam jednak zaległości ze swojej biblioteczki, aż wstyd bowiem przyznać, ile zakurzonych tytułów wciąż tam leży, i w ten oto sposób ponownie zanurzyłam się w świat wierzeń, sił nadprzyrodzonych i niezwykłych zaklęć, chociaż nie miałam tego w planach. Wczytując się jednak w lekturę Shelby Mahurin muszę przyznać, że w pewien sposób żałuje czasu, który musiała ona przeleżeć w moich zbiorach, bowiem od pierwszy stron, kiedy już znalazłam dla niej chwilę, czułam w powietrzu, że Lou i Reid stworzą cudowny duet, który przysporzy mi wiele radości, problemów i wzruszeń.

Świat przedstawiony omamił mnie szczegółowością, chociaż z początku nie mogłam odnaleźć się w natłoku wydarzeń, z czasem przyzwyczaiłam się do tempa akcji i, odrzucając wszelkie wątpliwości, pozwoliłam po prostu porwać się magii. Śledziłam z niezwykłą uwagą losy naszych bohaterów, czułam ten deptający po plecach Lou strach, a także rozumiałam przekonanie Reida, że świat, który zna, jest jedynym, jakiemu może ufać. Pojawiająca się między wierszami intryga, z pozoru dosyć banalna, prowadzona była w dosyć urzekający sposób, ale najbardziej chyba na przełomie tego tomu podobało mi się to, że każde wydarzenie miało swoje niepowtarzalne znaczenie; autorka nie mamiła nas nudnymi, zapychających momentów, wszystko bowiem działo się tutaj po coś.

Zazwyczaj bywa tak, że główni bohaterowie, choćby w minimalnym stopniu, gdzieś tam na przełomie lektury zaczynają doprowadzać mnie do szału, jeszcze częściej mierzę się i z tym, że któregoś z nich nie potrafię obdarzyć nawet zalążkiem sympatii, nawet jeśli spędzam w jego towarzystwie długie godziny. Tutaj jednak nic z powyższych aspektów nie zaistniało, a o Reidze mogłabym Wam opowiadać długimi godzinami. Lou doprowadzała go do szewskiej pasji kilkanaście razy dziennie, a on mimo to odnosił się do niej z szacunkiem i zapewniał ochronę. Od samego początku miał w moim sercu wysnute miejsce, jednak kiedy w końcu wziął się w garść i zmierzył z własnymi uczuciami piszczałam jak szalona. A te rumieńce? Uwielbiałam momenty, w których nasza czarownica swoim ciężkim i potocznym językiem doprowadzała go do granicy.

Nie sposób ukryć, że "Gołąb i wąż" ma w sobie niesamowity potencjał, jednak odrobinę żałuję, że stanowi on część trylogii. Miewam bowiem pewne obawy wobec tego, czy ta historia zdoła udźwignąć na swych barkach kolejne dwa tomy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz