wtorek, 28 października 2025

62. REBEL BLUE RANCH – Tom 1: Done and Dusted – Lyla Sage

  „To mógł być jeden z tych szczególnych momentów. Tych, kiedy z pozoru drobne zdarzenia nieoczekiwanie rozwijają się w coś ważkiego. Tych, które potrafią odmienić bieg życia, skierować na nową ścieżkę. Chciałam tego. Nowej ścieżki.”

Świat przedstawiony, w środek którego wrzuca nas Lyla Sage, tętni barwami i już od pierwszych chwil angażuje czytelnika swoją unikatowością; ma w sobie coś z magii małych miasteczek — tych, które ciepłą aurą przyciągają nawet najbardziej zagorzałych mieszczuchów, i sprawiają, że każdy chce tam zostać choć chwilę dłużej. Miasteczko, w którym rozgrywa się akcja, jest miasteczkiem, gdzie wszyscy się znają, plotki rozchodzą się z prędkością wiatru, a mimo to panuje tam nietuzinkowa atmosfera bliskości i swojskiego spokoju. Ranczo, będące tłem dla relacji Clementine i Luke’a, pozwala wczuć się w prawdziwy, kowbojski klimat — ten, przy którym słońce zachodzi wolniej, a zapach stajni i świeżej kawy tworzy własną melodię codzienności. Nie sposób więc ukryć, że już po prologu wiedziałam, iż ta powiastka zostanie w moim sercu na dłużej.

Aspektem, który wyróżnia Done and Dusted nad pozostałymi historiami tego typu są bohaterowie – niezwykle żywi w swej prostocie. Clementine poznajemy w momencie, kiedy powraca do rodzinnej miejscowości, mierząc się z pozostałościami po ciężkiej traumie. Z kobiety, która od lat opierała swoje życie na doprecyzowanym planie i „odhaczaniu” zadań z listy, staje się zagubioną dziewczynką, która orientuje się, że wciąż tak naprawdę nie wie czego chciałaby od życia. Zamknięta w sobie, rozdarta między odsłonami własnego „ja”, chce wierzyć, że powrót na ranczo, z którego przed laty uciekała ile sił w nogach, w poszukiwaniu własnego miejsca, przyniesie jej choć odrobinę upragnionej równowagi. Z kolei Luke to uosobienie wszystkiego, czym nigdy nie wydawał się być, gdy widzieli się po raz ostatni – irytujący, zbyt pewny siebie, wręcz bezczelny i wiecznie wpadający w kłopoty – jednak teraz to jego ramiona gwarantują Clementine upragnione poczucie bezpieczeństwa, a czułe spojrzenia rozświetlają nawet najbardziej ponure poranki. Ich relacja rozwija się powoli, momentami niepewnie, jakby każdy zbyt nieostrożny ruch mógł stopić lód pod ich stopami. A bohaterowie poboczni? Koniecznie usiądźcie z Teddy przy maszynie, przyjmijcie zaproszenie rodziny Ryder na domowej roboty obiad i nie zapomnijcie zajrzeć do Diabelskiego Buta, jeśli naprawdę chcecie poczuć klimat tej historii!

Czy „Done and Dusted” ma jakiekolwiek mankamenty? A czy możemy przemknąć cichaczem przez ostatnie rozdziały tej pozycji? Jeśli jednak dopytujecie o szczegóły, z bólem serca przyznam, że po kilku ostatnich rozdziałach spodziewałam się czegoś odrobinę innego — liczyłam na wydarzenia, które z prawdziwym przytupem zamkną historię naszych bohaterów, tymczasem dostałam ciąg zdarzeń, które przewidzieć mogłabym nawet bez czytania większości stron. Ale może właśnie i w tym jest pewnego rodzaju urok? Może bowiem ta historia właśnie taka miała pozostać delikatna, otulająca ciepłem jak ulubiony koc, pełna wdzięku w swej prostocie i zachwycająco rzeczywista, gdyż czasem to te najprostsze zakończenia stają się dla nas najbardziej upragnionymi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz