piątek, 21 czerwca 2024

44. TIMES NEW ROMANS – Julia Biel

 „Nie można wyrzucić serca. Można udawać, że nie istnieje, ignorować je, obrażać, szarpać i  deptać, można je nawet oblać benzyną i spalić, ale to nic nie da. Ono to wszystko znosi, hibernuje się, maskuje, zamiera potrafi się obrażać, staje w ogniu na zawołanie i pokrywa szronem, kiedy trzeba. Ale tak naprawdę jest niezniszczalne i bije nawet wtedy, kiedy odpuszczamy.”

Z początku wydawać, by się mogło, że jedyne co mają ze sobą wspólnego to niezwykłe zamiłowanie do literatury i wspólny wydawca – ona, kryjąca swą twarz za podbijającymi rynek kryminałami i on, autor rozrywających na strzępy serca romansów. A jeśli przyjrzelibyśmy się bliżej? Czy tajemnicze dedykacje w jego lekturach nie niosą drugiego dna? Czy jej nieszczery uśmiech przy każdym spotkaniu nie zwiastuje umykającej tajemnicy? Przeszłość nie była dla nich łaskawa, pozostawiła w ich sercu widmo utraconych uczuć, ale czy projekt wspólnego bestsellera nie okaże się jedynie kolejnym gwoździem do trumny?

Wspominałam już kilkakrotnie, że zazwyczaj nie sięgam po pozycje, które wraz z premierą bombardują rynek literacki z każdej strony, nie lubię wiążących się z tym oczekiwań, dlatego też przez wiele tygodni unikałam pokus pochylenia się nad lekturą Times New Romans. W pewnym momencie jednak odnosiłam już wrażenie, że ta historia wyskoczy mi z lodówki, jeśli nie dam jej szansy, więc w końcu położyłam kres tym podchodom i dałam się skusić. Ze względu jednak na trwający wyścig sesyjny na uczelni, u którego kresu na szczęście już się znajduje, przeczytanie tej pozycji zajęło mi zdecydowanie więcej czasu, niżbym chciała. Szukając jednak pozytywów tej sytuacji, muszę przyznać, że może to i lepiej, bowiem mimowolne uczucie rozczarowania, które czuję po zakończeniu tej lektury nie wybuchło mi dzięki temu w rękach, a powolnie trawiło się w mojej duszy.

Udawany związek, motyw pisania bestsellera od kuchni, początkowa nienawiść między bohaterami, a na dokładkę wylewające się ze stron napięcie – Julia Biel rozkochiwała mnie w sobie powoli, pozwoliła mi poznać przepełniony pasją świat literatury, a kiedy myślałam, że niczym mnie już nie zaskoczy, użyczyła kredek Ellie i Hardiemu, którzy namalowali dla mnie swoją własną bajkową rzeczywistość. Projekt wspólnego romansu, który błyszczał w tle niczym obietnica namiętnego rozejmu, a także wplatane mimochodem między wierszami urywki historii Kismeta i Bagatelle, podkreślające wartość przeszłości, spalały moje serce żywym ogniem. Pławiłam się w jego płomieniach, w czającym za rogiem napięciu, niewypowiedzianym uczucie, które rwało się ku powierzchni, i marzyłam, by ta historia nigdy się nie skończyła.

Hardy oczarował mnie bezpośredniością, uporem w walce, a także bezinteresownością, z którą kroczył przez życie. Pragnęłam poznawać jego wady, zrozumieć tok myślenia, wraz z nim opłakać przeszłość, a także kibicować mu podczas odkupowania starych win. Ellie z kolei zaintrygowała mnie niestrudzoną pasją, zamiłowaniem do tajemniczych kryminałów i uroczą bezradnością wobec wypieranych przez lata uczuć. Snułam wraz z nią literackie przemyślenia, rozumiałam ból, który nosiła w sercu, chciałam walczyć z kompleksami, które od lat uparcie pielęgnowała, i płakałam, kiedy otaczająca rzeczywistość ją przytłacza. Ten domek z kart upadł jednak zbyt szybko.

Dramaturgia wydarzeń, które zmusiły Ellie do ucieczki i wprowadziły zamęt w jej relacji z Hardym, w pewien sposób zabiły we mnie zamiłowanie wobec tej historii. I o tyle, o ile jestem w stanie zrozumieć rozchwiane zaufanie naszej Brawurki, spowodowane pielęgnowaną przez lata niechęcią, to w żaden sposób nie obdarzę tą samą spolegliwością Hardiego. Scena, w której wraca on do Bajki po odrzuceniu i wpada wprost w ramiona przeszłości, psiocząc na wszystkie obietnice, które złożył przed naszymi stopami na przestrzeni tej pozycji, była dla mnie co najmniej niesmaczna. Nie ukrywam również, że w momencie, gdy dwójka dorosłych osób, która już raz popełniła podobny błąd i pozwoliła zawiesić nad relacją pasmo niedopowiedzeń na bite dziesięć lat, po raz kolejny poddaje się z kredensem przy pierwszej lepszej okazji, nie sposób nie czuć się rozczarowanym.

Szczypta niebezpieczeństwa, którą obdarzyła nas Julia Biel tuż przed epilogiem, chociaż na chwilę pozwoliła mi ponownie zatracić się w scenerii, która przecież z początku rozkochała mnie w sobie bez pamięci. I, chociaż epilog przypieczętował tę historię w naprawdę zgrabny sposób, widmo wcześniejszego zniesmaczenia pozostało.  

piątek, 14 czerwca 2024

43. WSZYSTKIE GWIAZDY SĄ TWOJE – Karolina Fiołek

„A jednak z Tobą jest inaczej. Z myślą o tobie zasypiam i z myślą o tobie się budzę. Chcę wiedzieć o tobie wszystko. Na jakich płaczesz filmach i jakie kanapki lubisz na śniadanie, czy lubisz tańczyć i czy pachniesz kwiatami w środku grudnia. (…) i chcę, żebyś tu została. Ze mną. Na zawsze.”



A gdyby tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? Karolina chciała wierzyć, że to, o czym marzyło tak wiele osób, a na co nikt z nich się nigdy nie zdecydował, dla niej okaże się słuszną decyzją. Uciekając od przeszłości, trafiła w sam środek na pozór niezmąconego niczym sielskiego klimatu – spokój i urok Bieszczad wydawały się być idealnym miejscem na nowy początek, miejscem, gdzie w końcu miała odnaleźć upragniony spokój, ale wraz z wizytą w "Czterech Podkowach", jakby mało jej już było wrażeń, wpadła wprost w ramiona pewnego, niebywale uprzedzonego do niej kowboja. Już przy pierwszej okazji miała ochotę zdzielić go w twarz pudełkiem ciastek, które bezczelnie wytrącił jej z dłoni. 

Rynek pozycji osadzonych w Polsce jest niezwykle ograniczony, chociaż czytam niebywale sporo różnego rodzaju gatunków, w mojej biblioteczce tego typu tytuły mogłabym zliczyć na palcach jednej ręki. Osobiście uważam natomiast, że jest to co najmniej niesłuszne, dlatego też niebywale ucieszyłam się, gdy okazało się, że wydarzenia „Wszystkie gwiazdy są twoje” rozgrywają się w bliskich memu sercu Bieszczadach. Sceneria, którą przedstawiła nam Karolina Fiołek urzeka od pierwszych stron, zabiera nas w podróż pośród niezwykle ujmujący krajobrazów, sielskiego klimatu rodzinnie prowadzonej agroturystyki i niezwykłego oddania wobec własnych pasji. To opowieść o poszukiwaniu własnego, upragnionego miejsca na ziemi, przeplatana zamiłowaniem do fotografii i koni, a także niebywale gorącym napięciem, które skrzy między naszymi bohaterami już od pierwszych stron.

Karolina jest niezwykle barwną postacią, skrzywdzona przez życie i obdarta z należytej, matczynej miłości, brnie naprzód, starając się zrozumieć zasady, na podstawie których los rozgrywa przed nią swoje karty. Bucket lista to zaledwie pretekst, by w końcu porzucić znajomą rzeczywistość i odciąć od złowieszczego piętna przeszłości odciśniętego na jej sercu. Już od pierwszych stron czułam w kościach, że jej historię wywrze na mnie szczególne wrażenie, a kiedy w grę wkroczyły jej niebywałe ambicje, pełne oddanie wobec własnych pasji, a także bezgraniczne, wręcz infantylne zaufanie wobec ludzi, przepadłam w pełni. Snułam własne przemyślenia i pragnęłam wierzyć, że autorka namaluje dla niej zakończenie, wypełnione zasłużonym szczęściem i bezgranicznym spokojem.

Poboczni bohaterowie, a także idea „Czterech Podków” pozwoliły mi w pełni zatracić się w tej historii, z niecierpliwością czekałam na kolejne sceny z ich udziałem, a także opisy sielskiego otoczenia, chociaż momentami miałam wrażenie, że zacierały one złoty środek na niekorzyść relacji, która tworzyła się między Karoliną i Maciejem, a która jednak powinna grywać tutaj pierwsze skrzypce. Odnoszę wręcz wrażenie, że z tego powodu nie byłam w stanie obdarzyć naszego głównego bohatera należytą uwagą. Maciej, mimo że minęło już kilka dłuższych chwil, odkąd zakończyłam swą przygodę z „Wszystkie gwiazdy są twoje”, wciąż pozostaje dla mnie zagadką. Z jednej strony wydaje się być niebywale ambitnym mężczyzną, ze skrupulatnie wysnutymi planami wobec właśnie przyszłości, czy rodzinnej agroturystyki, z drugiej jednak, niewielkie wzmianki o jego przyszłości mogą sugerować, że w przeszłości bywał nieco buntowniczy, a także że jest osobą, która dobrze czuje się w znanej sobie samotności. Z kolei jego pierwsze spotkanie z Karoliną oraz szybkie tempo, w jakim rozwija się ich relacja, wprowadzają jednak w te stwierdzenia spore wątpliwości. Po której stronie w takim razie leży prawda?

Wątek podszyty lekkim mafijnym zabarwieniem, który zasnuwa czarnymi chmurami beztroskie chwile, chociaż nie jest zbyt rozbudowany, staje się ciekawym urozmaiceniem dla tej pozycji. Wprowadza pewne zawirowania przeciwstawne wobec sielskiego klimatu, który towarzyszy nam przez całą powieść. I, chociaż „Wszystkie gwiazdy są twoje” nie staną się dla mnie najromantyczniejszą historią tego lata, myślę, że zapadną mi w pamięć na dłużej. 

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Muza [wydawnictwomuza].