czwartek, 28 maja 2020

26. OBJECTS OF ATTRACTION – Tom 1: Jego banan – Penelope Bloom

 To ty tu jesteś nagrodą. Zawsze byłaś. Jedyne pytanie brzmiało: czy cena za to, że zostaniesz moja, nie okaże się zbyt wysoka. (...) Chciałem cię pod warunkiem, że nie zrobisz ze mnie głupca. Ale przez kilka ostatnich tygodni zdałem sobie sprawę, że chcę cię tak czy inaczej.

Bruce Chamberson od lat planował każdy detal swojego życia - od śniadania po minuty, które poświęcał na daną rozmowę telefoniczną. Zawsze miał przy sobie drugi komplet ubrań i zegarek do nurkowania na ekstremalnych głębokościach, chociaż sam nie pamiętał, kiedy ostatnimi czasy pozwolił sobie na jakikolwiek relaks. Jego dzień zawsze kręcił się wokół pracy i banana, odpowiednio dojrzałego o złocisto-żółtej skórce, delikatnie pokrytego drobnymi plamkami brązowego koloru. Perfekcyjne połączenie słodyczy i świeżości natychmiastowo bowiem dodawało mu energii i przynosiło jedyną namiastkę radości, jaką pozwolił sobie zachować w swojej codzienności, kiedy więc dostrzegł ulubiony owoc w rękach piekielnie pięknej stażystki poprzysiągł zemstę. Natasha miała jednak zbyt wiele do stracenia, by nie podnieść rękawicy, chociaż czuła w kościach, że praca w Galleon Enterprises będzie dla niej jak podpisanie paktu z diabłem.

Są takie tytuły, które w momencie wejścia na rynek tworzą wokół siebie niezłe zamieszanie, a później wręcz zapadają pod ziemię i słuch po nich ginie. Nie ukrywam, że właśnie w momencie takiego zapomnienia najlepiej mi się takie pozycje czyta, bowiem oszczędza mi to nadzwyczajnych rozczarowań. Seria „Object of Attraction” zasłynęła na Bookstagramie głównie ze względu na swój krótki, przesycony namiętnością i intensywnym poczuciem humoru format. Format, od którego według mnie nie należy oczekiwać wiele więcej, bowiem to, jedna z tych pozycji, które pochłania się w jeden wieczór, a następnie odkłada na półkę z przeświadczeniem, że to najprawdopodobniej nie tylko pierwsze, ale i ostatnie spotkanie. 

Uwielbiam niezdarności Natashy, jej umiejętność sprowadzania na siebie kłopotów chociaż bywa uciążliwa, jednocześnie tworzy z niej niezwykle autentyczną postać, a przyznam szczerze, nie wierzyłam w to, że autorka na przełomie zaledwie stu stron zdoła zbudować odpowiednio okrojony, ale wciąż interesujący kręgosłup moralny jej osoby. Podobne zaskoczenie odczułam również wobec Bruce’a, chociaż z początku naprawdę niewiele wiedziałam o jego charakterze, poza własnymi, wysnutymi intuicyjnie przemyśleniami, w zależności od okoliczności poznawałam go z coraz to nowszej, ale i rozczulającej perspektywy. Nagle z niezwykle zimnego i tajemniczego człowieka przerodził się w osobę, która potrafiła cieszyć się z najmniejszych wydarzeń, nabrał kolorów, odkrywając przed nami swą naznaczoną smutkiem przeszłość. 

Śmiałam się przy tej lekturze nie raz, a pierwsze spotkanie naszych bohaterów doprowadziło mnie do łez. Obawiałam się, że w pewnym momencie ta lektura niezwykle mnie znudzi, a może i nawet zgorszy, zważywszy na specyficzne poczucie humoru autorki, nic takiego jednak nie nastąpiło. Brnęłam przez kolejne strony z ciekawością, wiedząc, że na ich przełomie czeka mnie jeszcze wiele niespodziewanych, ale i rozbrajająco zabawnych scen. Owszem, wciąż uważam, że „Jego banan” nie obfituje w górnolotny format, ale jednocześnie uznaje, że on nie miał taki wcale być. To tytuł, który przede wszystkim ma zapewnić czytelnikowi wachlarz niezwykle satysfakcjonujących wrażeń, przy akompaniamencie sensualnych dialogów i odrobiny erotyzmu, bowiem wbrew pozorom, które moglibyśmy wysnuć chociażby na podstawie opisu, temu tytułowi, na moje szczęście, daleko do niewybrednego erotyka. 

Czy w takim razie, bez wyrzutów sumienia, mogę polecić Wam tę lekturę? Tak, ale tylko pod warunkiem, że podobnie jak ja nie wysnujecie w swojej głowie na jej temat zbyt wiele oczekiwań, a pozwolicie sobie przy niej po prostu na chwilę zapomnienia.

czwartek, 21 maja 2020

25. PO GODZINACH – Ludka Skrzydlewska

"Indy, nie zawsze to, co prostsze, jest lepsze. Proste rzeczy nie stawiają przed nami żadnych wyzwań. Czasami warto zaryzykować, żeby zyskać coś więcej."
     Indy, kończąc z wyróżnieniem dwa kierunku na Harvardzie, na pewno nie spodziewała się, że zaledwie rok później utknie w wszechogarniająco nudnej pracy, kręcącej się wokół parzenia kawy, kserowania dokumentów, ale i przede wszystkim niańczenia wiecznie nieodpowiedzialnego szefa. Rozdarta między własnymi ambicjami, a uroczo naiwną potrzebą chronienia Ryana, bardzo szybko przekonuje się jednak, że nie wszystkie zmiany są dobre. Nagły splot tajemniczych wydarzeń towarzyszących pojawieniu się w Bostonie starszego brata Ryana – Vincenta skutecznie wywraca jej życie do góry nogami. Indy wie, że rosnące w niej uczucia mogą przyprawić ją o zgubę, a jednak mimo to nie jest w stanie zatrzymać pędzącego bez hamulców rollercoastera, którego całkiem przypadkiem stała się pasażerką. Zło jednak nigdy nie śpi i jest znacznie bliżej niż któregokolwiek z nich mogłoby się spodziewać.

Ludka Skrzydlewska jest autorką, która już jakiś czas temu rozkochała mnie w sobie niezwykłymi pomysłami, prawdziwymi, wręcz z krwi i kości, bohaterami, ale i przede wszystkim rozbrajającymi, kipiącymi ze stron emocjami. Z zaskoczeniem muszę przyznać jednak, że "Po godzinach" jest jeszcze lepsze od jej poprzedniej książki – debiutu – "Sentymentalnej bzdury"; historia Indy i Vincenta pełna jest bowiem niedopowiedzeń, kumulującego się pod skórą napięcia, ale i niespodziewanych zwrotów akcji. Autorka mami czytelnika, wrzuca go do pełnej informacji układanki, a jednak z uporem maniaka dba oto, by puzzle nie odnalazły swojego miejsca zbyt szybko.

Indy jest piekielnie intrygującą w swojej dobroci, ale i bystrości bohaterką, podczas kiedy Vincent roztacza wokół siebie aurę niezwykłej i pociągającej obojętności. Zestawieni na bazie zabawnego kontrastu doprowadzają czytelnika do bezwiednego majaczącego w kąciku ust uśmiechu, jednak rozgrywające się tuż za ich plecami sploty zaskakujących wydarzeń w najmniej spodziewanych momentach przypominają jednocześnie o skrywanych tajemnicach; łącząca ich historia doprowadza do białej gorączki, a czyhające za rogiem rozwiązanie za każdym razem czmycha tuż sprzed nosa. Autorka kusi nas również zabawnymi, ale wciąż mimo wszystko złośliwymi wtrąceniami ze strony uroczego w swej nieporadności brata Vincenta, a szefa Indy – Ryana. Niewypowiedziane uczucia iskrzą bowiem w otaczającym ich tle obiecująco, zwiastując psotne przewinienia.

Podsumowując, na przełomie prawie 600 stron dostajemy wszystko, czego tak naprawdę moglibyśmy oczekiwać od naprawdę dobrego romansu – wrzące między wersami sprzeczne uczucia, skrupulatnie uplecioną intrygę, biegnącą swawolnym tempem akcję, a pośród tego nutkę porywającej, wręcz zwierzęcej, namiętności, czegoż więc chcieć więcej? No może tylko jednego, kolejnych historii na papierze spod tego samego pióra na półce możliwe jak najszybciej!

piątek, 15 maja 2020

24. WERONIKA KARDASZ – Tom 2: Układ idealny – Emilia Wituszyńska

"Można być obojętnym na podszepty serca, można ignorować drugą osobę, próbować z tym walczyć, ale uczucia zawsze wygrywają, są silniejsze od głosu rozsądku."

Przygotowania do ślubu trwają w najlepsze, jednak świat przestępczy nigdy nie śpi i, chociaż wydawałoby się, że po awansie Weronika zmuszona będzie zwolnić, prawdziwie niebezpieczna gra dopiero się zaczyna. Tym razem jednak powodzenie akcji nie leży tylko w jej rękach i nawet wbrew łączącego ją z podkomisarzem Łukaszem Trachmanem żalu, musi wyciągnąć w jego kierunku pojednawczą dłoń. Życie na krawędzie nie było mu przecież nigdy obce, więc rozbicie groźnego gangu motocyklowego również nie powinno stanowić dla niego wyzwania, a jednak Weronika nie przewidziała wszelkich ewentualności – w imię miłości nawet układ idealny nie miał szans.

"Niebezpieczną grę", czyli poprzedni tom serii, wspominam nadzwyczaj dobrz
e, chociaż przyznam szczerze, że dopiero teraz, w momencie styknięcia się z kolejnym, widzę jak bardzo tęskniłam za Weroniką. Ta dziewczyna już na samym początku miała w sobie coś, co sprawiało, że przez jej historię płynęło się w zawrotnym tempie. Tutaj, w drugim tomie, chociaż samej Weroniki jest niewiele, radość z czytania pozostała u mnie równie duża, a to wszystko zapewne z kolei za sprawą Ewki, która nieźle na łamach książki swoją osobą namieszała – pyskata, z deka dziecinna podbiła moje serce znacznie szybciej niż się tego spodziewałam. A Łukasz? Z początku arogancki, zbyt pewny siebie pod wpływem postawionego przed nim zadania powoli odkrywa przed czytelnik inne oblicze. Czy lepsze? Tego musicie dowiedzieć się już sami, ja natomiast z czystym sercem mogę z kolei przyznać, że z każdą kolejną stroną zapisaną ich wspólną historią coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że pozory lubią mylić.

"Układ idealny" zaskakuje, a na dodatek kipi od nagłych zwrotów akcji, wzburzonych uczuć i łamanych zasad. Tutaj nic nie jest takie, jak z początku mogłoby się nam wydawać – autorka zręcznie manewruje między rzucanymi mimochodem domysłami, a kiedy wydaje się, że wiemy więcej niż nasi bohaterowie, poszlaki zaczynają uciekać nam przez palce. I, chociaż przez cały ten tom obawy jednostajnym rytmem depczą nam po piętach, mam wrażenie, że tak naprawdę wątły węzeł niebezpieczeństwa jeszcze się nie zacisnął.

Muszę przyznać, że zazwyczaj nie miewam szczęścia do serii, a jednak po raz kolejny Emilia Wituszyńska pozytywnie mnie swoim piórem zaskoczyła i pozostawiła z ogromnym niedosytem. Nie pozostało mi więc nic innego, jak tylko czym prędzej zabrać się za czytanie ostatniego tomu!

środa, 6 maja 2020

23. IRIS MCBLACK – Tom 1: Kryształowe serce – Michał Bergel

"Choć niektóre ofiary przekraczają nasze zdolności zrozumienia, nie oznacza to, że są daremne. Wszystko ma swój cel i porządek. Jeżeli wierzysz w swoją duszę, jeżeli ją czujesz całym sobą, uwolnienie jej dla osoby, którą kochasz, jest wielkim zaszczytem i spełnieniem."

Iris, chociaż słyszała już nieraz okoliczne legendy o potężnych druidach, smokach czy władających potężną mocą czarnoksiężnikach, ani myślała wierzyć w te bujdy. Pośród spokojnego, ufajdanego tylko wiecznym niezdecydowaniem siostry, Chestermidu prowadziła więc życie upartej jak diabli nastolatki aż do dnia, gdy w niepokojących okolicznościach Olivia zniknęła. Co z tym wspólnego ma zwiędnięty już teraz kwiat, podarowany dziewczynie przez jednego z licznych adoratorów? A co najważniejsze, co czeka na nią po drugiej stronie stworzonego przez niego tunelu? Tylko jedne jest dla Iris wtedy pewne – zrobi wszystko, by odzyskać siostrę, nawet w imię własnego życia.

Magiczna rzeczywistość przesycona jest pogłębiającym się mrokiem i tym samym stanowi poważne niebezpieczeństwo dla nieproszonych gości, a jednak mimo to otoczona jest także aurą prawdziwej niezwykłości. Wraz z odbywaną przy boku Iris podróżą mamy okazję poznać najróżniejsze jej zakamarki, a także coraz to bardziej fascynującej stworzenia – nie zabraknie też znanych wszystkim czarownic, podłych wróżek, czy nawet i kotów. "Kryształowe serce" aż kipi od magii, ale i od niewyobrażalnej ilości nagłych zwrotów akcji, czy naprawdę wzruszających, a momentami wprawiających w niezwykłe rozbawienie, dialogów. 

Myślę, że wraz z główną bohaterkę będziecie się naprawdę dobrze bawić, niezależnie od tego jaką grupę wiekową reprezentujecie, chociażby ze względu na przesycone morałem rozdziały. Wszystko tutaj ma swój początek, a na dodatek już z tego miejsca mogę stwierdzić, że w Czajniczku nic nie dzieje się rolą wypadku. Przygoda pełna tajemnic i ryzyka porwie Was od pierwszych stron i nie będzie chciała puścić, dopóki tak jak ja, nie pochłonięcie jej w zatrważającym tempie.

Na sam koniec muszę jednak przyznać, że zakończenie nie było dla mnie tak dużym zaskoczeniem, jakbym tego chciała – spodziewałam się niektórych wydarzeń, chociaż nie mogę powiedzieć, że Iris jednocześnie nie oszołomiła mnie podjętymi decyzjami. Podejrzewam, że nie zdając sobie nawet z tego sprawy, zaryzykowała naprawdę wiele, a konsekwencje swoich czynów, które będzie musiała w najbliższym czasie zapewne ponieść, mogą się okazać tragiczne w skutkach nie tylko dla niej, ale i dla osób, które podczas niedawnej wyprawy poznała. W imię uratowania siostry musiała pokonać naprawdę wiele przeszkód i myślę, że równie dużo utraciła w zmaganiu z własnym przeznaczeniem.

Bardzo długo zbierałam się do przeczytania "Kryształowego serca" i równie mocno tego żałuję, bo ostatecznie bawiłam się przy tej książce wspaniale. Dodatkowo dawno nie przeżywałam przygód żadnego bohatera z takim zapałem – Iris zdobyła moje serce swoją walecznością i pogodą ducha. Polubiłam również pozostałe postacie, a w tym przede wszystkim Hufronów, których historia pełna poświęceń była niebywale intrygująca, ale i zarazem momentami naprawdę łamiąca. Na przełomie 400 stron wydarzyło się wiele, a jednak mimo to mam wrażenie, że był to tylko ułamek tego, co autor będzie mógł zaproponować nam w kontekście całej serii, dlatego też z niecierpliwością będę czekać na kolejny tom.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Jaguar.