poniedziałek, 21 października 2024

57. NIE PASUJEMY DO SIEBIE – Tom 1: Zasady Randkowania – Vi Kelland Penelope Ward

Vi Kelland to autorka, której pióro wspominam jeszcze z nastoletnich lat, to właśnie tytuły spod jej pióra jako pierwsze z nielicznych zagościły na półkach mojej biblioteczki, dlatego wiem, że już zawszę będę darzyć jej twórczość niezmiennym sentymentem. Z kolei dorobek twórczy Penelope Ward do dziś stanowi dla mnie pewnego rodzaju zagadkę; słyszałam wiele najróżniejszych opinii o jej tytułach, tak naprawdę jednak tylko te, które wydała w swej przeszłości jako współautorka zapadły mi w pamięć, jej solowe dzieła natomiast pozostają mi wciąż praktycznie nieznane. Nie ukrywam jednak, że ponowne spotkanie z duetem dwóch, pozornie tak sprzecznych ze sobą tychże autorek wywołało we mnie pewnego rodzaju wzruszenie, które teraz, po zakończeniu przygody z pierwszym tomem serii „Nie pasujemy do siebie” przerodziło się w oczekiwanie ku kontynuacji.

Jednym z największych atutów tej oto historii, podobnie jak w przypadku innych pozycji tychże autorek, pozostaje ta znajoma mi lekkość w słowach, wciąż nie potrafię nie tylko odkryć jej sekretu, ale i uodpornić się na tego rodzaju magię. Vi Kelland wraz z Penelope Ward mogłyby opowiadać o tragedii na miarę światową, a wciąż miałabym pewność, że to będzie ciężka, ale wciąż przyjemna w odbiorze opowieść. To zabieg, który sprawia, że każde słowo zdaje się być pisane dla mnie — nie przez mnie, lecz po prostu dla mnie — niosąc za sobą często frustrujące, ale niezmiernie ważne przesłanie.

Bieg zdarzeń, z którym na naszych oczach mierzą się bohaterowie, choć z pozoru banalny, nie należy do najprostszych; natłok najróżniejszych emocji, a także wydarzenia, które doprowadzają do zbudzenia wydawać, by się mogło dawno uśpioną i zakopaną kilkadziesiąt metrów pod ziemią przeszłość, pozwalają jednak spojrzeć na tę historię w inny sposób. Niepozorny początek jak z znanej nam wszystkim przestarzałej komedii romantycznej przeradza się bowiem w opowieść o bólu, poświeceniu oraz walce o lepsze jutro, a jakby tego było nam wciąż mało, stawia przed pytaniem, które chociaż wydawać, by się mogło nie dotyczy nikogo z nas, skłania do głębszej refleksji – jak wiele jesteśmy w stanie poświęcić dla miłości?

„Nie pasujemy do siebie” nie jest pozycją idealną, nie ukrywam, że zawiera ona momenty, które miałam ochotę przewinąć jak obrazy w kalejdoskopie, aby nigdy do nich nie wracać. Niemniej jednak poruszyła tematy, które chociaż są mi obecnie w teorii obce, uważam za nadmiernie ważne. Podróż w czasie z Billym i Colbym stała się dla mnie lekcją — może nieco przydługą, ale jedną z tych, które kiełkują w sercu przez lata, by w końcu okazać się nie tylko przydatnymi, ale wręcz niezbędnymi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz