„Cokolwiek by się działo, ludzie zwykle są w stanie się odrodzić niczym feniks z popiołów. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, żeby uczyć się żyć dalej.”
Sięgnęłam po tę książkę, głównie ze względu na to, że jest ona częścią serii „Faceci do wynajęcia”, a prawie wszystkie poprzednie tomy czytałam z zapartym tchem; każdy z nich przepełniony był emocjami, namiętnością i uderzającą w czytelnika prawdą, która kryła się w bohaterach. Tutaj, w tomie 5 odczułam jednak spory zawód, historia Kingi i Krystiana naprawdę miała potencjał, który z czasem niestety został przygnieciony zbyt płytkimi dialogami, marnym nakreśleniem charakterów i lichym zakończeniem, które można było interesująco rozwinąć.
Kinga zmaga się z wieloma problemami, które z czasem jak się okazuje są znacznie poważniejsze niż mogłoby się na początku wydawać, jednak czym dłużej ją poznajemy, tym drastyczniej możemy także zauważyć, jak pobłażliwie autorka podchodzi do jej postaci. Depresja jest chorobą; chorobą, która jest w stanie niszczyć człowieka całe życie i dopadać go nawet w momentach, kiedy ten czuje się pozornie wyleczony. Nie należy o tym zapominać, zresztą tak samo, jak nie należy bagatelizować tego, jak tragicznie mógł skończyć się pożar, który wybuchł w domu kobiety, a dziwnym trafem został naprawdę zadziwiająco szybko ugaszony, jak na okoliczności, czy też o tym, że ubezpieczenie, które otrzymała, zostało wypłacone niesłusznie. Na temat epilogu nie zamierzam się nawet wypowiadać, trzy razy zastanawiałam się, czy nie ominęłam może przypadkiem jakiegoś rozdziału, bo zakończenie może i zaskoczyło, ale na pewno nie w pozytywnym sensie.
Z kolei Krystian, kurczę, nie ukrywam, z nim mam poważny problem, chyba jeszcze większy niż z Kingą, bo w przeciwieństwie do niej, Krystian rzeczywiście w jakiś trochę niezrozumiały sposób, zdobył moją sympatię. Bywał za to przeokropnie nie zdecydowany, wielokrotnie ze względu na to, że jego emocje nigdy nie były nam przedstawione za pomocą wydarzeń, dostawaliśmy za to długie bloki tekstu, przez co czułam się, jakbym czytała przepis na naleśniki. A ja chciałam pałać takim samym zainteresowaniem co do pracy jak on; chciałam wiedzieć co lubi na co dzień i, że zbliża się do Kingi, bo rzeczywiście coś zaczyna ich łączyć, a nie ze względu na to, że tak od początku potoczyć miały się ich losy.
Od początku możemy również zauważyć, że Krystian nie ma najlepszych relacji z matką, widzimy, że pomiędzy nimi od lat ciągnie się nierozwiązany problem, a także sporo żalu. Z początku jednak uznajemy matkę Krystiana za zwyczajnie zagubioną kobietę, która w wyniku pewnych zdarzeń zamknęła się w sobie, czym dalej jednak czytamy, tym trudniej uwierzyć nam w jej autentyczność. Kobieta przedstawiona zostaje w okrutny sposób, a czym dłużej zastanawiam się nad jej postacią, tym mniej rozumiem ogólny jej zamysł.
Pozytywnym aspektem w tej historii okazały się postacie drugoplanowe, chociaż trzeba zaznaczyć, że w całej historii było ich stosunkowo mało i tak naprawdę pojawiały się one tylko w momentach, kiedy to któryś z głównych bohaterów podjąć miał przełomową decyzję. Muszę jednak przyznać, że Marta, jak i Daniel zdołali zdobyć moje uznanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz