poniedziałek, 29 grudnia 2025

70. NIECHCIANY WSPÓŁLOKATOR – AT. Michalak

"Przez chwilę tylko na nią patrzyłem. Chciałem zapamiętać każdy szczegół – sposób, w jaki klatka piersiowa unosiła się i opadała w nierównym rytmie, jak jej wargi były lekko rozchylone i opuchnięte od pocałunków. Była piękna." 

Sydney od lat dostrzegała w Loganie kogoś więcej niż tylko przyjaciela swojego narzeczonego. Przygotowując się do ślubu, jest jednak przekonana, że to uczucie dawno zdążyła wyplewić ze swojego serca. Wie, że to było jedynie chwilowym zauroczeniem, które nigdy nie miało prawa przerodzić się w coś więcej. Prawdziwa gra rozpoczyna się jednak w chwili, gdy cała trójka decyduje się zamieszkać razem. Ukradkowe spojrzenia i nieśmiałe gesty zwiastują wydarzenia, które wkrótce wystawią znajomość całej trójki na prawdziwą próbę. 

Są takie tytuły, które już od pierwszych linijek opisu intrygują, kuszą obietnicą wyjątkowej historii i skutecznie namawiają do zakupu. Równie często bywa jednak i tak, że gdy książka kilka chwil później wreszcie trafia w ręce czytelnika, przez jego umysł przewija się wątpliwość. „Niechciany współlokator” idealnie wpisuje się we wspomniany schemat, początkowo nawet i ze względu na samą okładkę cieszyłam się, że ta historia zasili wnętrze mojej rozległej biblioteczki. Ostatecznie jednak, z bólem serca, muszę przyznać, iż nie odnalazłam wspólnego języka z głównymi bohaterami, a ich decyzje oraz dynamika łączącej ich relacji, wykształciły we mnie zachowawczy dystans.

Pierwsze ziarno niezgody zostało zasiane w moim umyśle w zasadzie już przy prologu, który wrzucił mnie w sam środek sylwestrowej nocy, by zaledwie kilka zdań później zderzyć ze zdradą, niezwykle nagłą i nad wyraz nieprzemyślaną. Trudno bowiem oprzeć się wrażeniu, iż bohaterowie, zanim pozwolili sobie na ten moment zapomnienia, tak naprawdę niewiele o sobie wiedzieli. To był impuls, krótka iskra, która przyciągnęła ich do siebie, zagłuszając głos rozsądku, jakby tej nocy granice przestały istnieć i nie miały pociągnąć za sobą żadnych konsekwencji, a przecież zaledwie piętro wyżej spał jej narzeczony, a jego dziewczyna wciąż tkwiła w cieniu świeżej jeszcze kłótni. Z jednej strony można by rzec, że doskonale wiedziałam, z czym w tej opowieści będę się mierzyć, z drugiej jednak doskonale wiecie, iż lubię oczekiwać od przedstawianej fabuły czegoś więcej: odrobiny polotu i wylewających się z kart powieści emocji, które pozwalają czytelnikowi prawdziwie wczuć się w to co opowiadane. Ten tytuł jednak nie zdołał wydobyć w pełni swojej głębi, skazując odbiorcę na rolę biernego obserwatora.

Chciałabym móc powiedzieć, że rozwój fabuły działał na korzyść tejże historii, lecz po zakończeniu tej przygody coraz wyraźniej dostrzegam, iż to właśnie początek tego tytułu był najmniej dotkliwy. Prawdziwa maskarada nie rozgrywa się bowiem od razu, dojrzewa powoli, w cieniu wspólnego mieszkania i ukradkowych spojrzeń. Prawdziwą kulminacją nieszczęść staje się bowiem prawda o Colinie, przedstawiona w taki sposób, by choć odrobinę uratować wizerunek Sydney w oczach czytelnika. Dalsza część opowieści natomiast sprawia wrażenie nie tylko coraz bardziej wymuszonej, lecz także słabo powiązanej z tym, co zostało wcześniej zbudowane, jakby kolejne zwroty akcji miały jedynie tuszować niezbyt trafne decyzje bohaterów zamiast logicznie z nich wynikać. I choć finał próbuje na nowo rozłożyć akcenty moralne na części pierwsze, pozostawia czytelnika na rozdrożu niezwykle sprzecznych emocji.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Editio Red [editio_red].  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz