niedziela, 5 maja 2024

36. TE WIEDŹMY NIE PŁONĄ – Tom 1: Te wiedźmy nie płoną – Isabel Sterling

„(…) poczucie winy, od którego już tylko krok do paniki, ale spycham je na dalszy plan. Wszystko spycham, pozostaje tylko chęć zemsty. Tylko moc.”

Mrożący krew w żyłach rytuał niszczy zabawę z okazji zakończenia roku szkolnego i, chociaż wszyscy przekonani są, że to zaledwie niewinny żart, Hannah przeczuwa zbliżające się kłopoty. Wie bowiem, że kolejnego spotkania z Krwawą Wiedźmą mogłaby nie przeżyć, nawet jeśli w jej sercu płynie niestrudzona władza nad żywiołami. W przeszłości bowiem na nic się one zdały, gdy czarownica usidliła w swoich szponach jej krew. W momencie, kiedy Salem, które dotąd było jej bezpiecznym schronieniem, staje się miejscem niezrozumiałych zdarzeń wie, że to jej jedyna szansa na odkupienie. Lewitując między własnymi granicami, nadzieją na lepsze jutro, a czyhającym za rogiem namiętnym uczuciem będzie musiała dochować tajemnicy o swoich umiejętnościach.

„Te wiedźmy nie płoną” czekały na swoją kolej na mojej półce kilkanaście miesięcy, zawsze było coś ważniejszego, coś bardziej interesującego. Nie ukrywam również, że wszelkiego rodzaju lektury z kategorii fantasy bardzo rzadko umilają mi czas, moje zamiłowanie do romansów nie pozwala bowiem wejść sobie na głowę. I z jednej strony może i się z tego cieszę, dzięki temu bowiem podeszłam do historii Isabel Sterling bez większej presji, z drugiej jednak trochę żałuję, że tak niezwykłe pióro marnowało się u mnie przez tak długi czas.

Hannah nie jest bohaterką, która zyskuje przy bliższym poznaniu, jej charakter bowiem już od pierwszych stron hipnotyzuje i stawia Wasze serce w płomieniach, obiecując prawdziwy rollercoaster zdarzeń. Zagubiona w świecie, który nie do końca rozumie, walczy o przetrwanie w toksycznej relacji, jednocześnie za wszelką cenę próbując chronić swoich bliskich przed nieznanym. Podziwiałam jej odwagę, jej nadzieję na lepsze jutro i upartość w dążeniu do celu, chociaż potykała się o tak wiele kłód. Kibicowałam we wszelkich starciach, często też tych, w których do boju stawała wraz z krążącą w jej żyłach miłością, chociaż zazwyczaj wiedziałam, że ta potyczka z góry skazana była na porażkę. 

Nie wylałam nad tą historią nawet jednej łzy, ale mimo tego wiem, że zapamiętam tę lekturę na dłużej. Nie błyszczała ona nadzwyczajnością, wręcz przeciwnie stwierdziłabym, że jej największym atutem była właśnie prostoliniowość, momentami zakrwawiająca nawet o pewnego rodzaju infantylność, jednak autorka w magiczny sposób i to odwróciła na swą korzyść. Z kolei fascynujące na swój sposób kiełkujące na przełomie lektury uczucie i niezwykle ujmujące usposobienie Morgan umilało krwawe zdarzenia. Za przeogromny atut należy również uznać wyczucie, którym Sterling posłużyła się wobec namiętności homoseksualnej, chociaż zazwyczaj nie czytuje o takich relacjach, tutaj uważam, że została ona przedstawiona w niezwykle piękny sposób. Nie jestem w stanie też zrozumieć zarzutów wobec zakończenia, może nie było ono kapitalne, bowiem brakowało mi tam walki i tajemniczych zaklęć, ale na pewno było zaskakujące.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz