Vinca Rockwell, gdy świat na chwilę staje w miejscu przez straszliwą burzę śnieżną, rozpływa się w powietrzu. Niesamowicie zdolna uczennica, piękny, ale i jakże niebezpieczny rozkwitający pąk róży, ucieka z nauczycielem filozofii? Nie, przecież to niemożliwe... A jednak, zeznania świadków nie pozostawiają wątpliwości. Mijają lata, ale żadne nowe dowody nie wychodzą na jaw i kiedy wydawałoby się, że życie zaczyna toczyć się dalej, najlepsi przyjaciele Vicky – Thomas i Maxime na nowo muszą zmierzyć się z przeszłością. Ostatni bal absolwentów, po którym prawda będzie musiała wyjść na jaw."Nie wiem, kto powiedział, że ludzie dostają od losu tyle, ile są w stanie znieść, ale to nieprawda. Najczęściej los to perwersyjny skurwysyn, który niszczy najsłabszych, podczas gdy dranie żyją długo i szczęśliwie."
Tym, na co w thrillerach czytelnik zwraca największą uwagę, jest w stu procentach fabuła. Nie ważne jak bardzo dobrze autor wykreowałby bohaterów czy jak wyważanie poprowadziłby dialogi, w ogólnej ocenie te aspekty w tym gatunku na niewiele by się zdały. To przebiegowi zdarzeń bowiem poświęcamy najwięcej czasu i analiz, dlatego jeśli to w nim coś nie zagra odpowiednio, najczęściej oznacza to po prostu spisanie książki na straty. Dlaczego o tym mówię? Bo pod tym względem "Zjazd absolwentów" naprawdę daje radę! Chociaż na samym początku możemy odczuwać obawy, gdyż autor w bardzo specyficzny sposób wprowadza nas do świata tej historii, i wydawać, by się mogło, że podstawia nam pod nos zbyt wiele szczegółów, nie są one w żądny sposób uzasadnione! Rozwiązanie jest znacznie bardziej ukryte.
Nie ma tutaj miejsca na nudę, aż do samego końca płynęłam przez tę historię z ogromnym zaintrygowaniem i ciekawością. Nie potrafiłam odłożyć jej na bok, chociaż tak dużo innych obowiązków mnie wzywało. Z tyłu głowy cały czas czułam, że coś mi ucieka i nie myliłam się, autor bardzo sprytnie manewrował słowami, ukrywając prawdziwe poszlaki między wierszami. Co mnie najbardziej w tym wszystkim zdziwiło, to chyba fakt, że chociaż od początku wiedziałam, że Thomas ma wiele za uszami, mocno mu kibicowałam. Bardzo dobrze rozbudowane portrety psychologiczne są zdecydowanie kolejnym mocnym punktem tej książki.
Podobały mi się również wplecione w tekst retrospekcje i zmiany perspektyw, które pozwalały spojrzeć na tę zagadkę z innej strony. Dzięki temu morał, który z niej wynikał, był bardzo mocno podkreślony i nie dało się go przeoczyć. "Zjazd absolwentów" przekazuje sobą naprawdę dużo ważnych wniosków, chociażby to, że każdy medal ma dwie strony i, że nie dla każdego prawda będzie oznaczać to samo.
To było moje pierwsze spotkanie z Guillaume Musso, ale na pewno nie ostatnie. Mam głęboką nadzieję, że jeszcze nieraz będę mogła wrócić do jego pióra.
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Albatros.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz