piątek, 17 października 2025

61. TO ZAWSZE BYŁEŚ TY – Adelina Tulińska

 „Wbiłem wzrok w rozszalały tłum. Morze jasnych punktów mówiło mi, że wiele osób dokumentuje nasz występ. I wtedy się stało. Długo wstrzymywane łzy pociekły po moich policzkach i spłynęły na brodę. Dobrze, że było ciemno. Adrian był wszystkim, czego pragnęła. Od zawsze.”

Ich historia rozpoczęła się kilkanaście lat temu, kiedy to oboje jeszcze nie wiedzieli co przyniesie przyszłość. Dzisiaj on jest członkiem odnoszącego sukcesy zespołu The Midnight Moon, który wydawać by się mogło, stanął na szczycie nastoletnich marzeń, ona natomiast pozostała w rodzinnej miejscowości, by nauczyć języka polskiego w tej samej szkole, do której kiedyś uczęszczali wspólnie. Stara znajomość staje się idealnym pretekstem, by uzyskać pomoc w charytatywnym pikniku – jedynej nadziei, by Weronika zachowała pracę. Spotkanie z zespołem przynosi jednak ze sobą gorzki posmak wspomnień, a także pytania, na które kobieta nie potrafi odnaleźć odpowiedzi. Czy życie, które prowadzi w Czarnym Lesie na pewno jest tym, którego pragnie? I najważniejsze, czy tym razem wraz z Erykiem pochwycą dla swojej relacji drugą szansę?

Nie ukrywam, iż sama do końca nie pamiętam jak ta pozycja trafiła w szeregi mojej biblioteczki. Sięgając po nią nie miałam więc w zasadzie większych oczekiwań, traktowałam ją jak pewnego rodzaju chwilę wytchnienia między "Pamiętaj, że byłam", która wymęczyła mnie do cna splotem zdarzeń, a powiastką, po którą zamierzam sięgnąć w następnej kolejności. Zadanie wydawało się więc całkiem proste, natomiast Adelina Tulińska nawet i z tak nisko postawioną poprzeczką nie dała sobie rady. Czy czuję się rozczarowana? W zasadzie nawet nie. To raczej ciche zdumienie związane z faktem, iż na początku naprawdę myślałam, że to może się jeszcze udać.

Weronika jest bohaterką z rodzaju tych, których w zasadzie chyba nie sposób lubić. Towarzyszyłam jej w najróżniejszych wydarzeń, zarówno w tych dotyczących jej młodzieńczych lat, kiedy to była raczej cichą, nadzwyczaj spokojną i łatwowierną dziewczynką, poznającą dopiero uroku dorosłości, jak i również w tych dotyczących już późniejszych lat, kiedy to kreowana była na kobietę nadzwyczaj dojrzałą i pewną siebie. Z każdą kolejną stroną coraz wyraźniej czułam jednak, że w jej dorosłym obliczu wciąż odbija się cień tamtej nastolatki — tak samo zagubionej i niepewnej. Przyznam szczerze, że decyzje Weroniki, które podejmowała na przestrzeni tejże powiastki nawet po jej zakończeniu jawią mi się jako nadzwyczaj niezrozumiałe — z rodzaju tych, których nie usprawiedliwiłby nawet głos szepczący prosto z głębi serca.

Na dłuższą metę problematyczny okazuje się przede wszystkim zadziwiały trójkąt miłosny, który dominuje fabularnie treść i, choć zazwyczaj tego rodzaju wątki potrafią pobudzić moją ciekawość i wywołać pewnego rodzaju dylemat moralny, tym razem odczuwałam jedynie trawiący niesmak. Nie sposób ukryć, że o ile postać Eryka potrafiła wzbudzić w czytelniku chociaż cień nadziei, obecność Adama pośród wszystkich tych wydarzeń wprawiała mnie w niebywałą irytację z rodzaju tych, której nie wybaczyłabym nawet najbardziej uwielbianym autorom.

To zawsze byłeś ty" to pozycja, w której złożono mi obietnicę, iż rozpali ona moje serce, i, choć wydawać by się mogło, że ma wszystko, by tego dokonać – przygrywającą w tle muzykę, z pozoru przebojową bohaterkę oraz motyw spotkania po latach – zakończenie okazało się co najmniej nietrafione. To trochę tak, jakby słuchać piosenki w obcym języku; melodia oczarowuje od pierwszych taktów, kusi i mami słodkawymi dźwiękami, lecz słowa, niezrozumiałe i obce, ostatecznie odbierają magię, pozostawiając w duszy jedynie smutnawy niedosyt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz