sobota, 22 listopada 2025

65. MIŁOŚĆ NA STANIE – Tom 1: Pozbawieni oddechu – Kinga Fukushima

„Obserwuję jego śmiejące się oczy, chłonę pozytywną energię, która sprawia, że na nowo żyję. Ten chłopak naprawdę sprawia, że zapominam o przeszłości. Sprawia, że widzę kolory, świat jest jaśniejszy.”  

Od zawsze praca była dla niej najważniejsza. W jej zbyt perfekcyjnym, skrupulatnie planowanym życiu mogłoby się wydawać, że nie ma miejsca na nic innego poza obowiązkami i kolejnymi zadaniami do odhaczenia. Iris latami uczyła się funkcjonować w rytmie, który sama sobie narzuciła, nazbyt wymagającym, jednak kiedy spotyka Eliota, okrywa, że jej serce, jakby obudzone z letargu, przy nim bije szybszym rytmem. Niewinne rozmowy między regałami, przypadkowe spojrzenia i drobne gesty, na które wcześniej nie zwróciłaby uwagi, stają się nagle najważniejszą częścią jej dnia. Uczucie, które między nimi kiełkuje jest czymś, czego nie potrafi kontrolować... i czego pierwszy raz od dawna naprawdę pragnie.

Początki często bywają trudne, czy to te, które zapisuje nam samo życie, czy też te, które rodzą się na papierze, nauczona doświadczeniem wiem jednak, że trzeba przez nie po prostu przebrnąć, zdanie po zdaniu, krok po kroku. Nie zawsze bywa lżej, lecz w przypadku tego tytułu naprawdę było warto! Prawdziwe piękno tej historii objawia się bowiem dopiero po czasie, wtedy, gdy do głosu dochodzą skrywane głęboko pod maską obojętności emocje, a słowa ciążące na sercu w końcu odnajdują odpowiedniego powiernika. „Pozbawieni oddechu” to opowieść, której nie sposób po prostu przeczytać; tę opowieść się wręcz odczuwa i to w sposób, który potrafi zakraść się w głąb duszy, a z każdym tchnieniem, staje się ona czymś znacznie więcej niż tylko tekstem.

Iris należy do bohaterek z rodzaju tych niewyobrażalnie wielowarstwowych, takich, których wydawać by się mogło nie sposób tak naprawdę poznać. Już dawno nie spotkałam postaci o tak złożonej naturze; tutaj każde słowo ma bowiem swoje drugie dno, z tego też względu przez pierwsze rozdziały trudno było nam nawiązać jakąkolwiek nić porozumienia. Autorka ukazuje ją jako kobietę irytującą, wyniosłą i przesadnie samowystarczalną, jakby wciąż musiała udowadniać światu swoją niezależność. Z czasem jednak staje się jasne, że to tylko maska, coś z rodzaju starannie utkanego, chroniącego przed światem, pancerza. Prawdziwe oblicze Iris ujawnia bowiem dopiero wtedy, gdy na jej drodze pojawia się Eliot; to wręcz tak, jakby dopiero jego obecność pozwoliła jej wreszcie zaczerpnąć upragnionego powietrza.

Pozwólcie, że jeszcze moment poświecimy i jemu. Nie wątpię, że już zauważyliście, iż miewam słabość do bohaterów, którzy są piękni w swojej prostocie, a czytelnika potrafią rozkochać niewymuszoną dobrocią serca. Eliot, choć dźwiga na barkach wiele trudności, w tej historii jawi się niczym promień światła – cichy, lecz uporczywie obecny i rozświetlający nawet najbardziej poszarzały dzień. To bohater, który nie ucieka od emocji, który nie wstydzi się pytać ani mówić.

W tym roku nie udało mi się przeczytać wielu jesiennych tytułów, jednak „Pozbawieni oddechu” w pełni mi to wynagrodzili. Co więcej, ta lektura wprowadziła mnie w niezwykle nostalgiczny nastrój, ale z rodzaju tych zmuszając do refleksji, rozbudzających emocje i myśli, zamiast wpędzających w zastój czytelniczy. Książka porusza przy tym tematy ważkie i uniwersalne, zmuszając do zastanowienia się nad tym, co naprawdę w życiu istotne – nad relacjami, emocjami i kruchością ludzkiego istnienia.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu White Raven [@wydawnictwowr].  

wtorek, 4 listopada 2025

64. TEXTING – Tom 1: Let's get textual – Teagan Hunter

„Naprawdę się denerwowałam przed tym spotkaniem, wiesz? Byliśmy parą nieznajomych, którą połączyły dziwaczne esemesy. Nieźle mnie zauroczyłeś (...). Ale ty, my... to wszystko okazało się takie, jak miałam nadzieję.” 

Myślę, że nikogo nie zaskoczę, mówiąc, że spod mojej ręki wychodzi więcej negatywnych niż pozytywnych recenzji, a na pełną stawkę oceny liczyć mogą jedynie naprawdę irytująco dobre książki. W mojej biblioteczce na lubimyczytać.pl mam takich tytułów zaledwie osiemnaście, co w pewnym sensie zapewne również przemawia samo za siebie, dlatego tym bardziej możecie spodziewać się, że tytuł od Teagan Hunter wywołał we mnie naprawdę wachlarz najróżniejszych emocji. To nie była opowiastka, która zaskoczyła mnie nadzwyczajnymi zwrotami akcji czy intrygująco przesadzonym dramatyzmem, to historia, która omamiła mnie swoją prostotą. Z początku spisywałam „Let’s get textual” na straty, gdyż nie byłam w stanie uwierzyć, że samymi wiadomościami tekstowymi da się omamić czytelnika. A jednak… Stało się!

Tak jak wspominałam, akcja tego tytułu nie należy do tych nadzwyczaj zawiłych, wielowarstwowych opowieści, w których każdy rozdział kryje intrygującą tajemnice. Cała magia tej opowiastki tkwi bowiem w prostocie i powolnym, niemal leniwym kreowaniu napięcie między bohaterami; ich relacja rozwija się ospale, z uczuciem, krok po kroku, ale mimo to nie sposób się podczas tego procesu nudzić. Każde z nich co rusz bowiem rozbraja czytelnika anegdotką o kozie, uszczypliwą aluzją do zbyt wysokiego ego czy żartobliwym wyznaniem miłości do jedzenia. Wiadomości tekstowe, które tak naprawdę stanowią fundament tej opowieści, wprowadzają w niezwykle komfortowo słodkawy nastrój, dzięki czemu czytelnik z łatwością brnie przez tekst, a gdy słowa zaczynają przemieniać się w bardziej rozbudowane wydarzenia, nie sposób się już od nich w jakikolwiek sposób oderwać.

A gdyby tych zalet wciąż było mało, uwielbiam charakter, którym autorka obdarzyła Zacha, bowiem to mężczyzna, który choć doświadczony przez życie, wciąż nie zatracił wiary, iż życie ma dla niego jeszcze wiele pięknych niespodzianek. Jest w nim coś niezwykle intrygująco – połączenie nieśmiałości i odwagi, ironii i czułości – co sprawia, że naprawdę ciężko o nim zapomnieć. Wydarzenia pod koniec pierwszego tomu nie tylko napędzają akcję i trzymają czytelnika w napięciu, ale też zaskakują tak udanym humorem, że śmiałam się przy nich wręcz do łez. To właśnie ta lekkość, ta niespotykana umiejętność łączenia emocji z dowcipem, sprawia, że książka Teagan Hunter pozostaje w pamięci na długo po zamknięciu ostatniej strony.